„W ciągu 2 dni raniono ok. 33 dziennikarzy” — mówi „Kurierowi Wileńskiemu” Ioseb, student prawa z Gruzji, studiujący w Niemczech.
Demonstracje, które rozpoczęły się 28 listopada po oświadczeniu Iraklego Kobachidze, nowego premiera Gruzji, spotykają się z brutalnymi reakcjami służb porządkowych. Sytuacja pozostaje napięta, a liczba zatrzymanych i rannych rośnie. Po prorosyjskiej stronie barykady stoi rząd Iraklego Kobachidze. Po proeuropejskiej prezydent Salome Zurabiszwili, ostatnia wybrana w wyborach bezpośrednich prezydent Gruzji.
Jej kadencja upływa 16 grudnia i wtedy, wg zmienionego prawa, prezydenta wybierze parlament. Jednak parlament jest niepełny, gdyż opozycja nie uznała październikowych wyborów, które wg obserwatorów międzynarodowych nie były „ani legalne, ani wolne”. W efekcie Salome Zurabiszwili nie uznaje obecnego parlamentu za legalny, a Iraklego Kobachidze za uprawnionego do podejmowania decyzji wobec europejskiego kursu Gruzji.
Przeciwko narodowi wytoczono wszystkie działa
Demonstracje odbywają się w Tbilisi oraz innych miastach Gruzji. Policja używa armatek wodnych, gazu łzawiącego i granatów hukowych, a w ostatnich dniach zatrzymano już 224 osoby. W nocy z niedzieli na poniedziałek doszło do starć przed parlamentem i na alei Rustawelego. Manifestanci budowali barykady i używali materiałów pirotechnicznych, na co siły specjalne odpowiedziały przemocą.
Według gruzińskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych 21 funkcjonariuszy zostało rannych tylko w ostatnią noc, a od początku protestów obrażeń doznało łącznie 113 policjantów. Resort nie podał liczby rannych po stronie protestujących, jednak organizacje praw człowieka donoszą o przypadkach złego traktowania zatrzymanych, w tym nieletnich i kobiet.
Opozycja: bierzcie urlop i protestujcie
Opozycja wezwała obywateli do wzięcia urlopów, aby mogli wziąć udział w manifestacjach. Cztery partie, w tym Zjednoczony Ruch Narodowy i Silna Gruzja, poparły ten apel, podkreślając, że protesty są odpowiedzią na działania partii rządzącej Gruzińskie Marzenie.
Z soboty na niedzielę protest zaognił się pod siedzibą rządowego nadawcy telewizyjnego. Jak dowiedział się „Kurier Wileński” od członka społeczności Gruzinów w Europie, postawione były 3 podstawowe postulaty.
„W ciągu ostatnich dwóch dni około 33 dziennikarzy zostało rannych, a wielu z nich wyraźnie było celem ataków policji. Nic dziwnego, że media powiązane z rządem nie informowały o żadnym z tych incydentów. Dziś rano protestujący zebrali się przed prorządowym nadawcą publicznym, domagając się czasu antenowego, aby wyrazić swoje zaniepokojenie. Pod presją, szef nadawcy w końcu się zgodził” — w sobotę 28 listopada relacjonował „Kurierowi Wileńskiemu” Ioseb, student prawa.
Trzy postulaty protestujących
Demonstranci wznieśli 3 postulaty. Nie były to bynajmniej jedyne postulaty, a wzniesione przez grupę demonstrantów pod siedzibą nadawcy telewizyjnego.
„Protestujący, którzy nie są politykami ani nie są powiązani z żadnymi partyjnymi interesami, starali się przedstawić trzy główne punkty” — twierdzi nasz rozmówca. Główny nacisk położono na to, aby nadawca dał głos protestującym, a ci przekażą prorządowym widzom jasny komunikat: „choć w propagandowej wizji Gruzja jest wolna od problemów, w systemie w stylu rosyjskim przyjdzie też kolej i na wasze cierpienie”.
Te postulaty są następujące:
- Około 150 więźniów politycznych musi zostać natychmiast uwolnionych.
- Szefowa publicznego nadawcy powinna podać się do dymisji, jeśli ma jakiekolwiek poczucie uczciwości. Powinna przynajmniej zacząć pociągać do odpowiedzialności osoby odpowiedzialne za te niesprawiedliwości i zacząć zapraszać głosy opozycji do udziału w swoich programach.
- Ponieważ nadawca służy jako rzecznik rządu, a jego główni odbiorcy są w dużej mierze prorządowi, chcieli zwrócić się bezpośrednio do tych widzów. Wezwali ich, by zdali sobie sprawę, że choć media te mogą przedstawiać obraz idealnej, wolnej od problemów Gruzji, ich kolej na cierpienie w tym opresyjnym systemie w rosyjskim stylu również nadejdzie.
Protest wywołał zmianę
Gruziński nadawca publiczny poinformował w niedzielę 28 listopada wieczorem, że jest gotowy przyjąć prezydentkę Gruzji Salome Zurabiszwili i udostępnić jej czas antenowy na rozmowę. W ostatnich latach prezydent była ignorowana przez rządowego nadawcę.
Jak reaguje świat?
Kraje bałtyckie, w tym Litwa, zapowiedziały nałożenie sankcji na osoby odpowiedzialne za tłumienie protestów. „Przeciwnicy demokracji i osoby łamiące prawa człowieka nie są mile widziane w naszych krajach” — napisał estoński minister spraw zagranicznych Margus Tsahkna.
Prezydentka Gruzji, Salome Zurabiszwili, skrytykowała działania rządu i określiła protesty jako zgodne z konstytucją. Podkreśliła, że ich celem jest obrona wartości europejskich i sprzeciw wobec polityki zbliżającej Gruzję do Rosji. „Nie idziemy w stronę Rosji, idziemy w stronę Europy” — powiedziała Zurabiszwili, zapowiadając utworzenie funduszu wsparcia dla zatrzymanych.
Reakcja Rosji była do przewidzenia — rosyjscy przedstawiciele nazwali to „ukrainizacją Gruzji”, „kolejnym majdanem” i pochwalili służby za „kompetentne działania”.
Czytaj więcej: O Polonii gruzińskiej — potomkach polskich zesłańców na Kaukazie