Już dawno widownia Wileńskiego Teatru na Pohulance nie była tak szczelnie wypełniona, jak w piątek, 4 stycznia. Nie lada nadarzyła się ku temu okazja — inauguracja obchodów 100-lecia tego teatru — otworzył swe podwoje 12 października 1913 roku. Mecenat nad obchodami tej ważnej dla polskiej społeczności Wilna daty objął europoseł, przewodniczący AWPL, Waldemar Tomaszewski.
Dwa wileńskie teatry amatorskie przyszykowały na inauguracyjny wieczór swoje spektakle: Studio Teatralne premierę sztuki Ireneusza Iredyńskiego „Kreacja” w reżyserii Lilji Kiejzik, natomiast Teatr Polski dał prapremierę komedii Inki Dowlasz „Pułapki miłości” w reżyserii Ireny Litwinowicz i autorki sztuki.
Przed rozpoczęciem przedstawień wystąpił Waldemar Tomaszewski.
Mówiąc o stuleciu teatru, przypomniał bardzo istotny fakt z jego dziejów:
— Ten gmach wznieśli Polacy częściowo ze składek i darowizn. Od początku mieścił się tu Teatr Polski na Pohulance.
Jak wiadomo, do 1926 roku budynek należał do spółki firmowo-komandytowej Korwin-Milewski, Bohdanowicz, Zawadzki i S-ka w Wilnie.
9 września 1927 r. drogą notarialną został przekazany miastu z warunkiem koniecznym, podkreślonym w akcie darowizny czarnym drukiem: „Gmach Teatru ma służyć, zgodnie z wolą ofiarodawców, dla przedstawień scenicznych, odczytów, wykładów, zebrań i zgromadzeń przeprowadzanych wyłącznie w języku polskim”.
Obecni na sali gorąco oklaskiwali przemówienie europosła. Dały się słyszeć entuzjastyczne okrzyki: „Dziękujemy za wybory!”, „Zwróćmy nasz teatr!”, „Ten gmach musi być nasz!”.
Waldemar Tomaszewski odpowiedział w ten oto sposób:
— Skoro w roku 1912 Polacy wileńscy zbudowali ten gmach, w 2012 r. — wygrali wybory parlamentarne i teraz mają w Sejmie RL więcej posłów, a w rządzie Litwy swego ministra i czterech wiceministrów, ponadto grupę radnych w Radzie samorządu miasta Wilna, to mogą się ubiegać o zwrot budynku Teatru Polskiego na Pohulance.
Warto podkreślić, że prawie wszyscy nowo wybrani posłowie oraz członkowie rządu RL również byli obecni tego wieczoru w teatrze.
I oto kurtyna poszła w górę. Na scenie ubogi malarz pracuje nad malowaniem kopii obrazów znakomitych mistrzów. Nazywa się Jan Nowak. Nie jest ani znany, ani sławny. Ma problemy z psychiką. Rolę Nowaka gra Witold Rudzianiec, uzdolniony aktor Studia Teatralnego, który ma poza sobą sporo udanych ról.
Autor sztuki Ireneusz Iredyński (1939-1985) mieszkał w Krakowie i Warszawie. Tworzył w latach wczesnego socjalizmu w Polsce. Nie był rozumiany i aprobowany. Sam niejednokrotnie podkreślał, że pisze o przemocy moralnej nad jednostką, o tym, co później zostało nazwane „zniewoleniem umysłu”. „Kreację” napisał Iredyński w 1984 r.
Otóż przed Janem Nowakiem zjawia się taka osobowość, która kreuje zdolnego malarza na bezmyślną postać i nazywa ją „Nikt”. Tajemniczy marszand, czyli handlarz dziełami sztuki przedstawia się jako „Pan”. W jego roli dobrze się spisał Robert Alukonis. Ten „Pan” wymaga malowania coraz to nowych dzieł, za pieniądze faktycznie kupuje duszę malarza i jego przyjaciółki Gosi, czyniąc ją swoją kochanką. Gosia przedstawiona przez Agnieszkę Śnieżko jest pełna kobiecości, a jednocześnie rozterki z powodu zdrady ukochanego malarza. Finał sztuki jest tragiczny. „Nikt” wykreowany przez „Pana” uśmierca go, jakby zwiastując swoje odrodzenie.
Bardziej optymistyczny i lekki w odbiorze był spektakl „Pułapki miłości” zrealizowany przez Wileński Teatr Polski kilka miesięcy temu. Inka Dowlasz, współczesna reżyser ze sporym doświadczeniem oraz autorka wielu sztuk teatralnych napisała: „Łatwo sobie wyobrazić, że w różnych miejscach świata, na szczególnym rodzaju gleby powstawały i powstają — jak rośliny — sztuki teatralne”. Tak to z owej „gleby” obserwacji, zadziwień, a także zachwytu i wyobraźni powstała sztuka „Pułapki miłości”, której akcja toczy się wokół miłości starszego pana (świetna rola Mieczysława Dwilewicza) do młodej rozwódki Oli, pewnie zagranej przez Inesę Starkowską. Zresztą we wszystkie postacie wcielili się znani aktorzy tego teatru jak Danuta Sosnowska, pełne pogodnego humoru Danuta Sielicka i Renata Szymanel oraz sugestywna, pełna emocji Bożena Simonavičiutė. Również Rafał Pieślak jako Rudolf wypadł przekonująco. A jakże wspaniałym był sceniczny synek rozwódki Oli, zagrany przez Kubusia Andruszkiewicza. Dzieci to zaiste wspaniali aktorzy.
W sumie wileńscy widzowie mieli tego wieczoru wiele satysfakcji. Obchody stulecia Polskiego Teatru na Pohulance zostały pięknie zainaugurowane.