
Fot. Marian Paluszkiewicz
Koronawirus boleśnie skorygował plany urlopowiczów. Wymarzona Turcja jest już otwarta dla spragnionych ciepłego morza i słonecznych dni, ale większość mieszkańców Litwy wybiera wyprawy… po sklepach, czyli – jak teraz modnie się mówi – shopping.
Tym bardziej, że na nastroje wyjazdowe wpływają coraz to nowe komunikaty ministerstwa spraw zagranicznych o krajach, do których „nie zaleca się wybierać”. Masz babo placek, czyli na własne ryzyko.
Sprzedawcy krajowi zacierają więc ręce z radości, a zarazem ze… zdziwieniem. W sklepowych magazynach obrót towarów jest większy niż na święta bożonarodzeniowe! Jak się okazuje, naród, zamiast lotów do ciepłych krajów, nadrabia „straty” wymuszone domową kwarantanną i zapiernicza wózkami po sklepach, wydając wakacyjne pieniądze na przeróżne rzeczy, a najczęściej elektroniczny sprzęt domowego użytku oraz – oczywiście – dmuchane baseny. No bo nie ma to jak w domu – ciepła wanna na murawie z parasolem i leżakiem. W jednej ręce butelka ulubionego napoju, a w drugiej – czasopismo o podróżach. Żyć nie umierać!
Statystyka mówi sama za siebie. Sprzedaż detaliczna w maju, w porównaniu do kwietnia, wzrosła aż o 17,5 proc. A więc kryzys konsumpcyjny trwał zaledwie dwa miesiące, chociaż ekonomiści twierdzą, że na pełny luz nie można jeszcze sobie pozwolić. Drugi fakt – w porównaniu do maja ub. roku sprzedaż towarów (po odrzuceniu nadal pogrążonego w śpiączce rynku samochodów i paliwa) wzrosła o 3,5 proc., a detaliczna produktów niespożywczych o 6 proc.
W czerwcu nastroje zakupowe skoczyły jeszcze bardziej i dorównały sytuacji z roku 2017. Obroty handlowców w maju br. (bez podatku PVM) wyniosły miliard euro, licząc cenami sprzed trzech lat. Bal w czasie dżumy? Zobaczymy.
A tymczasem szok w Turcji! W kurortowym Bordom turyści z Litwy trafili na kosmiczne ceny. Kebab w plażowym barze za… 48 euro, kawa w restauracji – 23! Do tego, jak żart jak z koszmarnego snu, hotelarze dodali 70 euro za… kąpiel w morzu! Mer tego miasteczka próbuje lać oliwę na wzburzone morze godności gości, tłumacząc, że ich firmy turystyczne po prostu walczą ze stratami po COVID-19. I z ironizowaną powagą dodaje, że „przecież na mieście ceny są o wiele niższe, więc trochę spaceru nie zaszkodzi.”
No tak, jak z tą – już przysłowiową – przejażdżką na garbie wielbłąda. Wlezie się za „free”, a zsiadanie już za „okazyjną” cenę właściciela okrętu pustyni…