„Zawsze z dużą wątpliwością traktowałam dziennikarstwo i ludzi po dziennikarstwie i na tym chyba polega przewrotność losu” – mówi Edyta Maksymowicz, współzałożycielka ośrodka „Wilnoteka”, kierowniczka Redakcji Zamiejscowej TVP w Wilnie, finalistka plebiscytu Czytelników Kuriera Wileńskiego „Polak Roku 2020”.
Co znaczy dla Pani być Polką na Litwie?
To powód do dumy, swoiste wyróżnienie, ale też ogromne wyzwanie. To wierność i przywiązanie do korzeni, poszanowanie i trwanie w tradycji, ale też wyrozumiałość i wielka otwartość na świat. Tej otwartości na innych i świat przydałoby się nam, Polkom i Polakom na Litwie, trochę więcej.
Po szkole w Wilnie – studia w Gdańsku. Czas przełomu – Polska i Litwa odzyskują Niepodległość. Z setek młodych wilnian, wyjeżdżających wówczas do Polski wracają nieliczni. Pani wraca – dlaczego? Patriotyzm lokalny czy nie ma jak u mamy?
Patriotyzm lokalny miał ogromne znaczenie. Tutaj wracało się jak do siebie, strasznie się tęskniło. Tutaj była rodzina, tutaj było moje serce i człowiek, którego kochałam. Dobrze mi się mieszkało w Gdańsku i w Warszawie, miałam szanse na studia doktoranckie w Paryżu, jednak Wilno okazało się miejscem, które przyciąga najbardziej. To magia miejsca. Wilno było, jest i będzie miejscem magicznym! Czasem jednak myślę, że już teraz chciałabym stąd wyjechać, spojrzeć na wszystko z dystansu.
Kiedy zapadła decyzja o dziennikarstwie? Czy to był świadomy wybór, fascynacja telewizją?
Dziennikarstwo nigdy nie było ani moim pomysłem na życie, ani marzeniem… Wręcz odwrotnie, zawsze z dużą wątpliwością traktowałam dziennikarstwo i ludzi po dziennikarstwie i na tym chyba polega przewrotność losu. Zagrał przypadek. Ludzie, którzy później stali się bardzo bliskimi przyjaciółmi, współpracownikami przedstawili interesującą propozycję, która wciągnęła nas wszystkich w dziennikarstwo. To było tworzenie programu polskiego w Telewizji Litewskiej „Rozmowy Wileńskie” (późniejsze „Album Wileńskie”) zaproponowali „coś razem zrobić”, a to „zróbmy coś” zawsze na mnie działa bardzo motywująco, było zawsze wyzwaniem. Potem przyszło zaproszenie do podjęcia współpracy z Telewizją Polską TVP. Od tego czasu telewizja stała się moim życiem, to był absolutny przypadek, ale na szczęście chyba udany!
Nieodzowną częścią pracy dziennikarza są wywiady z najróżniejszymi osobami. Która rozmowa wydała się Pani wyjątkowo interesująca lub inspirująca? Jaki wywiad najbardziej utknął Pani w pamięci?
Tego jest tak dużo, że trudno wyszczególnić jedną rozmowę. Uwielbiam długie wywiady-rzeki, zwłaszcza z osobami starszymi. Oni zawsze mają tak dużo pokory wobec życia, spore doświadczenie i czasem opowiadają rzeczy, o których nie mamy w ogóle pojęcia. To, co teraz przychodzi mi do głowy – to wywiad z panią Stefanią Romer. Taka drobna kobieta, elegancka, mówiąca niezwykłą polszczyzną, opowiadała rzeczy, które przenosiły człowieka w zupełnie inny świat, inne realia. Po tym wywiadzie często wracałam do jej książki-pamiętnika, w którym wszystko opisała jeszcze bardziej szczegółowo. Ale ten wywiad, pierwsze spotkanie z panią Romer wywarło na mnie ogromne wrażenie. Tak samo Irena Sendlerowa, która dokonała rzeczy tak wielkich (ratowanie dzieci żydowskich podczas II wojny światowej), ale opowiadała o nich z niesamowitą skromnością. To uderzało i ujmowało. Ksiądz Antoni Dilys, którego doświadczeń i przeżyć wystarczyłoby na życiorys dziesięciu osób. A ten człowiek to wszystko przeżył, doświadczył na własnej skórze. Pamiętam też niesamowity wywiad ze Zbigniewem Lewickim, naszym maestro, pierwszymi skrzypcami Filharmonii Litewskiej. Pojechaliśmy na jego ojcowiznę i opowiadał o tym, jak pamięta z dzieciństwa rozśpiewaną Wileńszczyznę. On mówił to tak przekonująco, że ja miałam wrażenie, że w tej chwili cała Wileńszczyzna śpiewała. To w dobitny sposób tłumaczyło, dlaczego tak bardzo kochamy Wileńszczyznę, dlaczego jest ona tak wyjątkowa, odmienna i taka bliska. Zbigniew wytłumaczył mi to w szczególny sposób. Te wszystkie wywiady i spotkania to największe szczęście zawodu dziennikarza, to naprawdę niesamowita możliwość poznawania świata, ludzi i zajrzenia w ich głąb, ich niesamowitych doświadczeń i doznań.
Co uważa Pani za największy sukces zawodowy?
Trwanie w tym zawodzie i oddanie mu całego życia oraz to, że udało nam się (na myśli mam nasz trójosobowy zespół w składzie Jan Wierbiel, Walenty Wojniłło) zgromadzić archiwum ponad 10 tysięcy godzin nagrań – świadectwo życia Polaków na Wileńszczyźnie. Osobiście za duży sukces uważam też, że udało nam się stworzyć zgrany zespół, że przez tyle lat pracowaliśmy razem, nieskromnie mówiąc, chyba sporo dokonaliśmy i teraz rozumiemy się w pół słowa. Zawsze wiemy, że możemy na siebie liczyć, że jesteśmy razem – tutaj przeplata się życie zawodowe z prywatnym, co nie zawsze jest dobre, ale w tym przypadku chyba zdało egzamin. Żartujemy czasem, że mamy nawet wspólne dzieci! …Chodzi o to, że jesteśmy rodzicami chrzestnymi tych dzieci.
Czego uczy praca dziennikarza telewizyjnego? Co ten zawód nauczył cenić najbardziej?
Na pewno pokory i tego, że nie wszystko da się przewidzieć. Również uczy pracy zespołowej – akurat w pracy dziennikarza telewizyjnego trudno uzyskać wynik samodzielnie, zawsze polega to na współpracy z innymi. Czy to z montażystą, czy z operatorem, czy z reżyserem, czy redaktorem. Bardzo ważna jest umiejętność pracy w zespole. Wbrew pozorom, to trudne i nie każdy potrafi.
Czytaj więcej: Barbara Stankiewicz: Właściwy kierunek — to polskojęzyczna Wileńszczyzna wiedzy, kultury i innowacji
Album Wileńskie, Wilnoteka – każda z tych audycji, to prawie dekada Pani życia – a TVP Wilno – to szczyt marzeń?
W pewnym stopniu – na pewno. Jako młoda osoba stając przed Woronicza 17 (dop. red. – siedziba TVP w Warszawie) marzyłam, by pewnego dnia pracować w Telewizji Polskiej i żeby TVP było w Wilnie, wtedy wydawało mi się to nieosiągalne, nierealne. Od początku, jak tylko zaczynaliśmy pracę, marzyliśmy, by tu w Wilnie powstało TVP Wilno i w końcu… ono powstało. Ale to za mało. Teraz trzeba zrobić, aby TVP Wilno stało się prawdziwą telewizją, niezbędną dla Polaków na Wileńszczyźnie, rozpoznawalną na Litwie, lubianą nie tylko przez Polaków, ale też przez Litwinów, która ma tutaj na Litwie swoje miejsce. Jeżeli to się uda, to można powiedzieć, że tak, moje marzenia się ziszczą.
Czy kierownik TVP Wilno ma czas na własne pasje i zamiłowania – jeżeli tak, to jakie?
Niestety, praca dziennikarza jest absorbująca, TVP Wilno jest młodym kanałem i jak dziecko wymaga większej uwagi i sporo czasu, niewiele czasu zostaje na zamiłowania i pasje, ale ogólnie są to podróże (które teraz nie są możliwe, a strasznie za nimi tęsknię) – szczególnie te poznawcze. Lubię dobrą kuchnię – zarówno w sensie konsumpcji, jak i samodzielnego przygotowania dla rodziny i przyjaciół. Lubię organizowanie eventów rodzinnych – a to urodziny dziecka, a to Sylwester w gronie znajomych, a to spływ kajakowy dla przyjaciół. Spotkania z ciekawymi ludźmi. I to, co wydaje się najbardziej banalne, ale tak bardzo miłe – wyciszenie w domu z dobrą książką w ręku. Bardzo żałuję, że tych wolnych chwil jest tak mało.
Nagle dostaje Pani szansę na wehikuł czasu – czy dziś, z perspektywy prawie połowy życia, oddanej dla Telewizji Polskiej i polskich mediów na Litwie – skorzystałaby Pani z możliwości powrotu o te 20 lat wstecz i wyboru innej drogi?
Myślę, że niczego nie zmieniałabym. Na pewno więcej czasu poświęciłabym rodzinie. Gdyby na siłę coś zmieniać, to może zostałabym w domu, miałabym piątkę czy szóstkę dzieci i byłabym taką gosposią domową przygotowującą obiadki i wychowującą gromadkę dzieci. Ale cóż, dochowałam się tylko dwojga dzieci, ale za to przewspaniałych i cudownych, mądrych i ambitnych, niesamowicie kochanych, za które codziennie powinnam Bogu i losowi dziękować.
Jakie jest Pani największe zawodowe marzenie, co najbardziej chciałaby Pani zrealizować?
Tego jest sporo oczywiście, każdy dziennikarz musi mieć marzenia i nie będę teraz wymieniała wszystkiego. Ale od początku swojej ścieżki zawodowej marzyłam, aby Polacy na Litwie byli silną i zwartą grupą społeczną, docenianą i szanowaną przez Litwinów. Także aby Polacy w Polsce nie zapominali o nas i o tym, że my również jesteśmy „prawdziwymi” Polakami i zawsze mieli tego świadomość. Jeżeli udałoby się wzmocnić obecność polską na Litwie, zachować całe nasze polskie dziedzictwo, ale też na zasadzie partnerskiej współtworzyć dzisiejszy dobrobyt Litwy, odszukać miejsca Polaków na Litwie, to myślę, że to jest również jedno z moich zawodowych marzeń. Z pewnością jest jeszcze masa innych projektów i pomysłów, ale warto to zostawić na kolejny wywiad, już po konkursie Polak Roku 2020!