32 lata to nie jest długie życie. Na pewno nie o takim myślimy, składając życzenia. Zdarzają się jednak ludzie, którzy w tak krótkim czasie są wstanie osiągnąć więcej, niż wielu dożywając sędziwej starości. Tak właśnie, szybko i dobrze, żyła Jadwiga Dudziec, harcerka, która bardzo poważnie potraktowała służbę Bogu, ojczyźnie i potrzebującym.
Nie pochodziła z Wilna, choć to miasto zajęło w jej życiu wyjątkowe miejsce. Urodziła się w 1912 r. we wsi Jawory, w okolicy Goworowa. Była najmłodsza z 11 rodzeństwa. Miała zaledwie 2,5 roku, gdy zmarł jej ojciec, a wojna zmusiła matkę wraz z dziećmi do ucieczki na Ukrainę. Wkrótce rok 1919 i kolejna wojna, tym razem polsko-bolszewicka, w której poległ jeden z jej braci, Antoni. – Nie mieli łatwego życia, ale bardzo się wspierali. Całe rodzeństwo pomagało sobie nawzajem, opiekowali się ciocią Jadzią – opowiada Lucjan Zubko, siostrzeniec Jadwigi.
To właśnie dzięki wsparciu rodzeństwa ukończyła seminarium nauczycielskie w Warszawie u ss. zmartwychwstanek. Tu spotkała Irenę Adamowicz, starszą o dwa lata harcerkę, dzięki której poznała nie tylko ZHP, ale także – środowisko żydowskie.
W zdeptanych pantofelkach biegała pomagać
Irena musiała być rzeczywiście osobą niezwykłą. Pochodziła z polskiej rodziny o bogatych tradycjach, była katoliczką, a szukała kontaktu z młodzieżą żydowską. Już na początku lat 30. współpracowała ze skautingiem żydowskim, głównie z syjonistycznym Ha-Szomer Ha-Cair. To zaangażowanie traktowała bardzo poważnie – w lipcu 1931 r. wyjechała nawet na kilka dni do kibucu El Al w Kostopolu na Wołyniu.
Niewątpliwie Irena Adamowicz miała wielki wpływ na Jadwigę, która – za jej radą w 1931 r. – po otrzymaniu dyplomu nauczycielskiego rozpoczęła pracę w Oszmianie, a trzy lata później przeprowadziła się do Wilna, gdzie rozpoczęła studia na Wydziale Matematyczno-Przyrodniczym Uniwersytetu Stefana Batorego. Właśnie w tym czasie Jadwiga intensywnie rozwinęła swoją działalność społeczną.
„Została przyjęta do starszoharcerskiej gromady »Makrele« przy 13. Drużynie Harcerek w Wilnie (Czarna Trzynastka), prowadzonej przez dhnę Marynę Grzesiakową. Do domu rodzinnego przyjeżdżała w miarę często, ale zawsze na krótko. Ciągle goniły ją jakieś obowiązki – wspominała siostra Zofia Dudziec. Obok studiów umiała znaleźć czas na zajęcia dodatkowe, wycieczki, podróże. W 1936 r. poznała Kraków, Ojców, Piekary Śląskie. Należała do Stowarzyszenia Katolickiej Młodzieży Akademickiej »Odrodzenie«, była członkiem Towarzystwa Papieskiego Dzieła Rozkrzewiania Wiary oraz sodalicji św. Piotra Klawera. W 1936 r. uczestniczyła w Kongresie Pax Romana w Wiedniu, przy okazji zwiedziła Salzburg, Klagenfurt i Budapeszt. Była w Raszkowie k. Lwowa i Czehryniu” (K. Wyczańska, Z. Florczak, „Harcerki 1939–1945. Relacje – pamiętniki”, Warszawa, 1985).
Maria Lenartowicz, koleżanka z harcerstwa, wspominała, że Jadwiga „mieszkała w najtańszym akademiku, zdaje się przy klasztorze ss. bernardynek przy ul. Świętej Anny, jedząc obiady w cenie 30 groszy. Przez wszystkie te lata zawsze w tym samym płaszczyku, często w zdeptanych, tanich pantofelkach. Wszystkie »Makrele« pamiętają Jadzię zawsze uśmiechniętą, pełną serdeczności i życzliwości dla ludzi. Postawa ta była konsekwencją nie tylko głęboko rozumianego życia harcerskiego, ale przede wszystkim mocnej wiary”.
Podobnie jak Irena Adamowicz, Jadwiga nie ograniczała się do działalności w kręgach katolickich, ale współpracowała z młodzieżą żydowską. Prowadziła drużynę harcerzy żydowskich w Chorągwi Wileńskiej, poświęcając jej wiele czasu, organizując wspólne wyjazdy wakacyjne. Na przekór czasom, w których żyła, budowała mosty.
Czytaj więcej: Ewelina Kieżun: Harcerstwo to zaangażowanie na całe życie
Ratowała od zagłady
W 1939 r. zakończyła studia, ale nigdy nie miała okazji pochwalić się dyplomem. W czasie wojny używała dokumentów, w których wpisane było „zawód: gospodarstwo domowe”. Często zmieniała adres zamieszkania, pracowała w warsztacie produkcji drewniaków – niewielkim zakładzie w centrum Wilna. To wszystko robiła oficjalnie.
Poza tym wszystkie swoje wysiłki poświęciła działalności konspiracyjnej. W jej mieszkaniu odbywały się konspiracyjne zajęcia oraz wykłady z umiejętności posługiwania się bronią oraz metod walki w warunkach konspiracyjnych, w których brały udział m.in.: Maryna Grzesiakowa, Walentyna Sulimowicz, Helena Tatarowa, Maria Lenartowicz. Ze swojej podróży „służbowej” do Warszawy raz przywiozła wyjątkową zdobycz – wklejone w dno walizki kartki „Kamieni na szaniec” Aleksandra Kamińskiego.
Tak jak przed wojną – szczególną troską otaczała Żydów. „Przypinając żółtą gwiazdę, wchodziła do getta, wyprowadzała młode Żydówki, by je ukryć na wsi. Ratowała od zagłady żydowskie dzieci. Jeśli nie udało się ich umieścić na wsi, kołatała do klasztoru ss. szarytek przy ul. Subocz, które prowadziły Dom Sierot, i nigdy nie spotkała się tam z odmową” – pisała o niej druhna Gabriela Kosińska.
Swoje miejsce pracy również łączyła z działalnością na rzecz ludności żydowskiej. Pracownikami warsztatu byli w większości ukrywający się Żydzi. Pod pozorem podróży służbowych przewoziła broń żydowskim partyzantom w Szawlach, Poniewieżu, Kownie, Jaszunach, Trokach, Rykontach, Podbrodziu.
W Wilnie współpracowała z Echielem Szejnbaumem, przywódcą Żydowskiej Organizacji Bojowej. „Żydzi nie poradzą sobie sami z machiną hitlerowską. Obowiązkiem chrześcijanina jest najdalej idąca pomoc Żydom” – wspominała jej słowa Maria Lenartowicz.
Pomoc przyszła spóźniona
„Wojna się kończy, już może niedługo – ale ja nie widzę wcale życia przed sobą, nie mogę go sobie wyobrazić” – powiedziała do jednej z koleżanek, gdy Armia Czerwona powoli zbliżała się do Wilna. W czasie operacji „Ostra Brama” pozostała w mieście. „W którymś z tych dni, między 7 a 12 lipca 1944 r., ktoś zawołał Jadzię, by przyszła do sąsiedniego schronu na placki ziemniaczane. Gdy biegła przez ogród, odłamek pocisku ugodził ją w nogę” – wspominały jej przyjaciółki.
Śmierć nie przyszła szybko. Jadwiga długo leżała bez jakiejkolwiek pomocy, a gdy ta przyszła, okazała się spóźniona. Ratunkiem mogła być amputacja nogi, lecz Jadwiga odkładała decyzję. Wykonana zbyt późno operacja nie mogła już uratować jej życia.
„Do ostatka przytomna Jadzia martwiła się losem mienia Żydów” – wspominała jedna z czuwających przy niej harcerek. „W dom, w którym mieszkała, trafił pocisk, burząc ścianę pokoju Jadzi. Przez ten otwór jakieś hieny ludzkie rozgrabiły skromne rzeczy Jadzi i większość paczek żydowskich”.
„Dzień przed śmiercią prosiła mnie o zajęcie się odkopaniem na podwórzu domu, gdzie mieszkała, butelki z historycznym dokumentem żydowskim i wręczenie jej wybitnemu działaczowi Kownerowi” – przekazała Gabriela Kosińska. Jadwiga Dudziec zmarła 16 lub 17 lipca.
– Nasza rodzina poszukiwała informacji o losach cioci Jadzi. W czasie wojny, pomimo trudności kontaktowała się bardzo często ze swoimi siostrami, potem nie było zupełnie wiadomości. Zofia Dudziec poszukiwała jej przez Czerwony Krzyż, ale nie udało się odnaleźć żadnych informacji. W końcu, w 1948 r., otrzymała kartkę pocztową od Antoniny Gilewskiej, koleżanki Jadzi, która opisała okoliczności jej śmierci – opowiada „Kurierowi Wileńskiemu” Lucjan Zubko.
Czytaj więcej: Do powstania czerwcowego zwykli ludzie przystępowali z pobudek patriotycznych
Bohaterka trzech narodów
Wileńskie przyjaciółki Jadwigi zatroszczyły się nie tylko o jej pogrzeb na Nowej Rossie, lecz także o to, by przetrwała pamięć o niej. To właśnie dzięki ich wspomnieniom można dziś tak wiele dowiedzieć się o jej losach. Choć żyła bardzo krótko, pozostaje nadal obecna zarówno w historii rodzinnego Gaworowa, gdzie nauczyciele miejscowej szkoły ufundowali poświęconą jej pamiątkową tablicę, jak i w Wilnie. Jej grób po raz pierwszy został odnowiony dzięki zabiegom Jerzego Surwiłly, Radia „Znad Wilii” i Ambasady RP w Wilnie. Kolejna renowacja miała miejsce w 2016 r.
Na podstawie świadectw harcerek w 1999 r. Instytut Yad Vashem w Jerozolimie przyznał Jadwidze tytuł Sprawiedliwej wśród Narodów Świata. W 2019 r. pośmiertnie odznaczył ją prezydent RP Andrzej Duda – Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. 14 września 2021 r. uhonorowana została również litewskim odznaczeniem – Krzyżem za Ratowanie Ginących – przez prezydenta Gitanasa Nausėdę.
– Odznaczenie Jadwigi Dudziec na Litwie byłoby niemożliwe, gdyby z naszym muzeum nie zawiązał kontaktu jej siostrzeniec, pan Lucjan. Bez niego nie moglibyśmy zebrać potrzebnych nam informacji. Jadwiga jest już upamiętniona w Polsce i Izraelu, ale jej życie i śmierć to również nasza historia, historia Wilna – mówi Danutė Selčinskaja z Państwowego Muzeum Żydowskiego im. Gaona Wileńskiego w Wilnie.
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 38(109) 18-24/2021