Są równie interesujące, zabawne, psotne i rozkoszne jak każde inne dziecko. Chcą być kochane za to, kim są, i co ważniejsze, potrzebują akceptacji.
Dzieci z zespołem Downa są zazwyczaj pełne ciepła i życzliwości do ludzi. Żywo reagują na otoczenie, domagają się obecności osób dorosłych, oczekują ich towarzystwa w czasie zabawy. Są miłe i czułe, nawet bardziej otwarte niż dzieci zdrowe. Łatwiej kochać dziecko ładne i zdolne niż upośledzone i niezbyt urodziwe. Downy jakby wiedzą o tym i jakby podkładają się do kochania. Przymilają się, tulą, pragną głaskania, czułych słów, same tych słodyczy innym nie skąpiąc. Darzą miłością, sympatią i przyjaźnią te osoby, które są dla nich życzliwe, łagodne i troskliwe. Te dzieci są bardzo wrażliwe.
Dla rodziców, dla matki, która właśnie urodziła, to jest traumatyczna wiadomość, że dziecko ma zespół Downa. Świat się zawalił, przeszywa ból i rozpacz.
Oto właśnie w tym momencie — pisze w drastyczny sposób Elżbieta Zakrzewska-Manterys, socjolog, matka Wojtka w książce „Down. Zespół wątpliwości” — stało się coś strasznego, co będzie trwało. Trzeba będzie być związaną z kimś, kto będzie pokraczny, głupi, brzydki i tępy. Swój, ale obcy. Zdolności, talenty, całe bogactwo odziedziczone po rodzicach, dziadkach, pradziadkach — zostanie zmarnowane.
Tak otwarcie pisze o tych pierwszych emocjach autorka tej książki.
Później następuje akceptacja albo odrzucenie — bo takie historie też się zdarzają. Rodzice oddają dziecko do sierocińców, do specjalnych domów. Ale i tu zdarzają się piękne historie, bo ludzie coraz częściej adoptują dzieci z zespołem Downa. Nie jest to już temat tabu, wstydliwy, jakim było jeszcze do niedawna posiadanie dziecko z tą ułomnością.
Czytaj więcej: Tylko miłość się liczy
Dla rodziców i całej rodziny ta pierwsza wiadomość budzi rozpacz. Trzeba to przejść, mówią psychologowie, niemal jak żałobę po śmierci bliskiej osoby. Gdy dziecko jest w rodzinie, otoczone miłością i akceptacją, wzmacnia się cała rodzina. Wszyscy go kochają. O takiej pięknej miłości do wnuka z zespołem Downa napisała kiedyś na Facebooku jedna z naszych wileńskich babć: że jest promykiem słońca, obdarza wszystkich swoją radością. Służy wszystkim pomocą, a najbardziej lubi pomagać w kuchni:)…
Wiele rodzin z takim dzieckiem przeżywa mieszane uczucia: z jednej strony — odrzucenia, złości, z drugiej — akceptacji i miłości. Ja sama w bliskim otoczeniu miałam rodzinę, w której była dziewczynka z zespołem Downa. I w tej rodzinie mieszały się te emocje. A było to w latach 80., kiedy niewiele się na ten temat mówiło, nawet w mediach, był to temat, który często nie wychodził poza ściany domu. Młoda mama po porodzie dostała poważnego szoku, z którego długo nie mogła wyjść, a i później nie przyjęła tego dziecka z całą mocą matczynej miłości. Winić jej za to nie można. W krótkim czasie odszedł od niej mąż, wyjeżdżając jak najdalej. Porzucił ją z całym bagażem rozpaczy. Oddała się pracy w służbie zdrowia, biorąc dodatkowe dyżury, aby tylko nie być w domu za długo. Opiekę nad dziewczynką objęła babcia (jej mama) wraz ze swoją starszą siostrą. Były dla niej jak dwa anioły. I mimo ciężaru, jaki niosły, czuły się bardzo szczęśliwe. Przez całe lata, wymieniając się, zajmowały się dzieckiem, później dorastającą dziewczyną, a w końcu kobietą. Zmarła mając 38 lat. A one dwie, może dlatego, że tak bardzo związała ich życie ze swoim, nie mogły się z tą stratą długo pogodzić.
I my miejmy na uwadze, że zarówno dzieciom, jak i dorosłym z zespołem Downa powinniśmy dawać więcej zrozumienia i serdeczności. Ludzie z tą chorobą przez całe życie walczą o akceptację innych. Nie bójmy się odwzajemnić uśmiechu czy ciepłego gestu.
Czytaj więcej: Rodzice przewożący dzieci do szkoły prywatnym transportem otrzymają wyższą rekompensatę