Patrząc z perspektywy czasowej na wydarzenia sprzed 34 lat, widać, że wówczas całe litewskie społeczeństwo torowało drogę ku własnej niepodległości. 24 lutego 1990 r., po 50 latach, odbyły się w pełni demokratyczne wybory do Rady Najwyższej. W następnych tygodniach, w kilku okręgach, zarządzono dodatkowe głosowanie. Absolutną większość zdobyli w wyborach zwolennicy niepodległości.
Niepodległość na drugi dzień obrad
Na 10 marca zwołano pierwsze posiedzenie Rady Najwyższej. Deputowani od początku zaczęli się przygotowywać do oddzielenia kraju od ZSRS. Następnego dnia został wybrany przewodniczący Rady, de facto przywódca kraju, którym został Vytautas Landsbergis. Na pierwszego niezależnego premiera została desygnowana ekonomistka Kazimira Danutė Prunskienė.
W następnych godzinach nowo wybrany parlament przywrócił przedwojenny hymn oraz godło kraju, zmienił też nazwę z Litewskiej Republiki Sowieckiej na Republikę Litwy. Około godz. 21 został przygotowany projekt Aktu Przywrócenia Niepodległości Litwy.
„Rada Najwyższa Litwy, wyrażając wolę narodu, postanawia i uroczyście ogłasza, że zostaje przywrócona suwerenność Litwy, która w 1940 r. została zniszczona przez obcą siłę. Od teraz Litwa ponownie jest niepodległym państwem” – tak rozpoczynał się akt niepodległości.
Godzinę później rozpoczęło się głosowanie. 124 deputowanych głosowało „za”, sześciu wstrzymało się od głosu, przeciw nie głosował nikt. „Akt został przyjęty. Gratuluję Radzie Najwyższej. Gratuluję Litwie” – oświadczył o godz. 22:44 Vytautas Landsbergis.
Po tych słowach przewodniczącego w sali sejmowej została wywieszona trójkolorowa flaga. Dokument został podpisany przez wszystkich deputowanych głosujących za niepodległością.
Czytaj więcej: Obchody 11 marca w Wilnie [GALERIA]
Mit państwowości i zapomniana Litwa
Analogie historyczne są tematem niewdzięcznym, ponieważ bardzo łatwo jest je podważyć. W kwestii lat 1918 i 1990 podobieństwa nasuwają się same. W obu przypadkach kraje znajdowały się pod okupacją niemiecką lub sowiecką. W obu przypadkach na terytorium państwa stacjonowała ogromna liczba cudzych żołnierzy. W obu przypadkach władze okupacyjne odrzuciły aspiracje niepodległościowe Litwy.
– W latach 1917–1918 Litwa tworzyła się na podstawie pewnej fantazji politycznej. Faktycznie z powietrza. Państwo nie zna własnego terytorium. Granice nie są określone. Państwo nie posiada żadnych potrzebnych do funkcjonowania państwa struktur. Niepodległości Litwy nie chce akceptować żaden z jej większych sąsiadów. Polska patrzy na Litwę przez pryzmat wspólnej przeszłości i chce przywrócić wspólny twór państwowy. Bolszewicka Rosja generalnie kontynuuje imperialną politykę carów. Niemcy – które faktycznie gospodarzą na tym terytorium i które rozpoczęły wojnę, aby przywłaszczyć terytoria potrzebne jej „do celów egzystencjalnych” – jeszcze do połowy czerwca 1919 r. miały nadzieję, w tej lub innej formie, zachować swoje wpływy na Litwie – mówi „Kurierowi Wileńskiemu” Algimantas Kasparavičius z Instytutu Historii Litwy.
Dużym problemem ówczesnej Litwy było to, że praktycznie większość państw europejskich o niej nie słyszała. Jeszcze w trakcie trwania wojny poeta i późniejszy litewski dyplomata Oskar Miłosz rozpoczął akcję propagandową na rzecz Litwy. Pisał do francuskich gazet o Litwie, ale opinia publiczna na jego teksty patrzyła z dużym zdziwieniem.
– Niestety, Litwa była krajem zapomnianym. Przykładów jest więcej. W grudniu 1918 r. wyrusza, jeszcze z Wilna, litewska delegacja do Lipawy, gdzie stacjonuje brytyjska flota. Brytyjski admirał zapytał: Skąd jesteście? Delegaci odpowiedzieli: Z Litwy. Wówczas on zapytał: Gdzie ta Litwa się znajduje? Raczej zna Łotwę i Estonię, ponieważ tam są ważne porty: Lipawa, Ryga, Tallin, natomiast Litwa jest dla niego czymś niejasnym. W latach 1918–1919, a później zresztą też, litewscy politycy i dyplomaci muszą wykonać olbrzymią pracę, aby chociażby minimalnie przekonać Zachód, że Litwa istnieje – podkreśla historyk.
Czytaj więcej: Algimantas Kasparavičius: „Konstytucja 3 maja stworzyła mit, w którym żyjemy do dziś”
Struktury państwowe i postawa Polski
82 lata później sytuacja była odmienna. – W latach 1988–1990 prasa europejska dosyć szeroko pisze o Sąjūdisu, o szlaku bałtyckim, o okupacji krajów bałtyckich dokonanej w 1940 r. przez ZSRS, o pakcie Ribbentrop-Mołotow. Praktycznie jedynym krajem, który kwestionuje państwowość i suwerenność Litwy, jest ZSRS. W odróżnieniu od sytuacji z 1918 r. Litwa odczuwa silne wsparcie ze strony Polski. Ze strony polskiego społeczeństwa i elit politycznych słyszymy deklaracje wsparcia. W styczniu 1991 r., kiedy ważą się losy Litwy, to właśnie do Polski udaje się minister spraw zagranicznych Algirdas Saudargas, aby w razie stłumienia niepodległości działać na rzecz Litwy na emigracji – podkreślił Kasparavičius.
Warto zwrócić też uwagę na status Litwy w składzie ZSRS i carskiej Rosji. – Litewska Socjalistyczna Republika Sowiecka, choć okupowana lub zaanektowana przez Związek Sowiecki, posiadała formalną i nominalną państwowość. Nie chodzi nawet o zapis w ówczesnej konstytucji, po prostu miała odpowiednie struktury państwowe. Podsumowując, w latach 1917–1918 musieliśmy stworzyć państwo od podstaw. Musieliśmy stworzyć i określić formę przyszłej państwowości. Musieliśmy stworzyć naczynie i wypełnić go treścią. W latach 1988–1990 faktycznie już posiadamy naczynie. Posiadamy formę państwa. Jeśli spojrzymy na mapę, granice Litewskiej SRS i obecnej Litwy są tożsame. Litwa musiała tylko wypełnić to naczynie nową treścią polityczną, prawną i ekonomiczną. To było zrobić o wiele łatwiej niż po I wojnie światowej – zaznacza rozmówca „Kuriera Wileńskiego”.
Inicjatywa prywatna kluczem do sukcesu
Mimo okoliczności zewnętrznych, które sprzyjały odrodzeniu niepodległości po okupacji sowieckiej, Litwa roku 1918 miała jedną ważną przewagę nad Litwą roku 1990.
– Lata 1917–1920, kiedy wybrano Sejm Założycielski, dotyczyły sytuacji powojennej. Kraj był zdewastowany. Zniszczona gospodarka, zniszczone domy i wiele innych rzeczy. Było jednak jedno „ale”. Wówczas powszechna była własność prywatna. Tamta Litwa nie musiała przechodzić z gospodarki kolektywnej na gospodarkę rynkową. Dlatego w moim mniemaniu Litwa międzywojenna bardzo szybko się rozwijała w różnych dziedzinach. Nie tylko ekonomicznym, lecz także w sferze kultury lub oświaty. Podejście kapitalistyczne i indywidualne, w tym konkretnym przypadku, było czymś bardzo ważnym. Tymczasem w 1990 r. Litwa musiała przejść do zupełnie innego systemu gospodarczego. Niestety, prywatyzacja w dużym stopniu stała się „prychwatyzacją” [to negatywne określenie na transformację gospodarczą na Litwie – przyp. red.]. Rośnie zjawisko korupcji. Co gorsza, część tych problemów pozostała nawet po wstąpieniu Litwy do Unii Europejskiej. Do dziś borykamy się z dużą liczbą problemów natury ekonomiczno-społecznej. Trzeba zrozumieć, że w kapitalizmie biurokracja jest ważna, ale mimo wszystko nie odgrywa takiej roli, jaką odgrywa w gospodarce planowej. Tymczasem ta sowiecka, kolektywistyczna biurokracja nigdzie nie zniknęła. Nigdzie nie wyemigrowała, bo jeżeli ktoś wyemigrował, to młode, przedsiębiorcze osoby z inicjatywą – zasępia się historyk.
Jego zdaniem pod tym względem sytuacja w Polsce była o wiele lepsza. Oczywiście Polska Rzeczypospolita Ludowa była sowieckim protektoratem, niemniej była krajem uznawanym przez społeczność międzynarodową. Dlatego transformacja ustrojowa przebiegała tam sprawniej.
Nie jesteśmy lepsi od Ukraińców
Gdy spojrzy się na okres ostatnich kilkudziesięciu lat, można dostrzec, że faktycznie największymi beneficjentami niepodległości, ze wszystkich byłych republik związkowych, są kraje bałtyckie. Od 20 lat są członkami UE oraz NATO. Mimo grozy rosyjskiej agresji oraz trwania wojny na Ukrainie, widać gołym okiem, że jesteśmy w na dużo lepszej sytuacji.
Zdaniem rozmówcy „Kuriera Wileńskiego” osiągnięcia Litwy, Łotwy i Estonii po odzyskaniu suwerenności są niezaprzeczalne. Niemniej warto realnie spojrzeć na motywacje społeczeństwa i polityków choćby w kwestii przystępowania do Unii Europejskiej.
– Litwa jest małym krajem. Liczył się czynnik finansowo-ekonomiczny. Ta nasza była sowiecka biurokracja po prostu zobaczyła, że te więzi gospodarcze z byłym wrogiem, z Federacją Rosyjską, nie bardzo się nam opłacają. Rynek europejski po prostu był większy i bardziej atrakcyjny. Przypomnijmy, pod jakimi hasłami odbywało się referendum w sprawie członkostwa w UE: będą dotacje z UE, będą środki na infrastrukturę, kulturę i inne rzeczy, swobodny oraz bezwizowy przejazd po Europie. Motyw materialny przewyższał wszystkie inne. Ukraina jest krajem o wiele większym, z o wiele większymi powiązaniami z Rosją. Największe majątki ukraińscy oligarchowie zarobili, pracując lub okradając samą Rosję. Oczywiście to samo robili u siebie w Ukrainie. Na Litwie dzięki Bogu taka oligarchia nie powstała, nie miała takich rozmiarów. Faktycznie były prywatyzowane pewne posowieckie zakłady, nie mniej w miarę rozwijania się relacji gospodarczych z Zachodem litewscy oligarchowie tracili swój wpływ na państwo – dzieli się przemyśleniami historyk.
W przypadku NATO zadziałały trochę inne czynniki. Chociaż tutaj nie wszystko zależało od samej Litwy. – Faktycznie już w roku 1994 r. prezydent Algirdas Brazauskas wysłał list do ówczesnego sekretarza generalnego NATO, w którym Litwa zamanifestowała chęć przystąpienia do Sojuszu Północnoatlantyckiego. Patrząc z perspektywy 20 lat, od kiedy jesteśmy członkami NATO, to kluczowa była nie chęć poszczególnych państw, prezydenta czy elity politycznej. Kluczowa była rola samego Sojuszu Północnoatlantyckiego. To NATO podejmowało decyzje, które kraje i kiedy mogą być przyjęte jako nowi członkowie. Z pewnością deklaracje ze strony były sowieckich republik były ważne, ale to nie one przesądziły o sprawie. Tymczasem pierwsze deklaracje Ukrainy w kwestii chęci wstąpienia do NATO również padały w latach 90. Ale dopiero ok. roku 2006 czy 2007 ogłoszono, że Ukraina może ubiegać się o członkostwo. Tyle że chęci to za mało. Ukraina przez prawie 10 lat nie była słyszana na Zachodzie. W tym przypadku chyba w działaniach spóźniły się obie strony, zachodnia i ukraińska – kwituje Algimantas Kasparavičius.
Czytaj więcej: Płokszto: Bez traktatu Litwa nie byłaby w NATO i UE
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 09 (28) 09-15/03/2024