Agnieszka Skinder: Pani Bożeno, 40 lat to dużo czy mało?
Bożena Krasiłowa: 40 lat to i niedużo, i niemało, przecież w każdym wieku jest pewien urok. Ważne, jak człowiek się czuje, co myśli, jak odczuwa. Jak się zachowuje, kiedy wstaje rano i mówi sobie: „Jaki dzisiaj będę miała dzień?”. Człowiek jest jak bateria, która się rozładowuje i kiedy ją naładowujesz dobrymi emocjami, dobrymi życzeniami dla innych, to życie toczy się w pięknych kolorach.
A więc miała Pani te piękne kolory w ciągu 40 lat?
Nie powiedziałabym, że wszystko zawsze było kolorowe i fantastyczne, ale zazwyczaj bywa tak, że „nie ma tego złego…”. W ogóle jestem optymistką i zawsze myślę o wszystkim dobrym, nie chcę dopuszczać negatywnych myśli.
Z czego jest Pani najbardziej dumna?
Jestem dumna z tego, że mam rodzinę. Jestem dumna, że mam dwie wspaniałe, kochane córeczki, Esterę i Gabrielę, że mam kochanego i kochającego męża, który zawsze mnie wspiera i zawsze jest ze mną, że mam kochanych, wiernych przyjaciół. Jestem dumna, że śpiewam. Lubię to robić i kocham to.
Jak zaczęła się Pani przygoda z muzyką? Co sprawiło, że śpiew stał się Pani życiem?
To szło od dzieciństwa. Muzyka przez całe życie szła ze mną ramię w ramię i to było takie naturalne i moje, że śpiewam. W dzieciństwie przed lusterkiem śpiewałam, śpiewałam dla swojej babci i wyobrażałam sobie, że słucha mnie dużo ludzi.
Czy pamięta Pani swój pierwszy występ?
Pamiętam. To było w przedszkolu. Śpiewałam taką piosenkę: „Z cukru był król, z piernika paź, królewna z marcepanu”. Już wówczas zauważyła mnie pani od muzyki. Zaśpiewałam na scenie, poczułam te ciepłe oklaski i już wtedy mi się to podobało. To było w przedszkolu „Uśmiech”.
A po przedszkolu gdzie się Pani uczyła?
Uczyłam się w Gimnazjum im. Adama Mickiewicza (dzisiaj Liceum im. Adama Mickiewicza), ale kiedy zmarł ojciec mojej mamy, rodzice zdecydowali, że musimy pojechać do Rukojń. Tam ukończyłam szkołę. I tam zawsze śpiewałam, koncertowałam, tańczyłam, prowadziłam różnorodne koncerty.
Proszę opowiedzieć o swoim domu rodzinnym.
W naszym domu zawsze grała muzyka. Mój wujek, brat mojej mamy, był muzykantem i kiedyś grał na akordeonie. W dawnych czasach nie było dyskotek, organizowane były tzw. tańce, na które przychodzili mieszkańcy wsi; mój wujek grał na akordeonie, a wszyscy tańczyli. Moi rodzice zawsze mnie wspierali, zawsze byli na moich koncertach. Kiedy mieliśmy rodzinne święta, zbieraliśmy się u mojej babci i wspólnie śpiewaliśmy. Po jej śmierci poczuliśmy, że nasze wspólne serce trochę się rozpadło. Był taki okres, kiedy bardzo to przeżywałam, ponieważ przez wiele lat marzyłam o pełnej rodzinie – z mężem, żoną i dziećmi. Gdy babcia zmarła, przestali wszyscy przyjeżdżać. Wtedy pomyślałam sobie: „A dlaczego to ja nie mogę być tym sercem rodziny?”. I teraz to ja zapraszam wszystkich do siebie. A u nas w rodzinie świętujemy podwójnie, bo mój mąż pochodzi z rodziny żydowskiej. Na przykład Nowy Rok obchodzimy najczęściej we wrześniu, a potem nasz tradycyjny.
Śpiewa Pani w różnych językach: polskim, litewskim, rosyjskim, jidysz, niemieckim, angielskim. Czy identyfikuje się Pani bardziej jako artystka wielokulturowa, czy jednak przede wszystkim polska?
Przede wszystkim jestem Polką z krwi i kości, więc jestem polską piosenkarką. A to, że znam różne piosenki w różnych językach, też mnie wzbogaca i cieszę się, że umiem to robić. Niemal dekadę uczęszczałam do zespołu żydowskiego „Fajerlech”, śpiewałam tam w języku jidysz.
Dlaczego wybrała Pani ten zespół?
Bardzo podobają mi się ich rytmy, wszystko jest inne, oni nawet myślą inaczej – bardzo subtelnie, inteligentnie. Cieszę się, że spędziłam z nimi tyle lat, bo tournée z nimi po świecie bardzo mnie podbudowało i wspominam ten czas niezwykle miło.
Jak opisałaby Pani swój styl muzyczny?
Przede wszystkim śpiewam muzykę pop. Od wielu lat występuję na imprezach prywatnych. Ludzie różnych narodowości proszą mnie, abym zaśpiewała ich ulubioną piosenkę, więc uczę się ich języków i repertuaru. Dzięki temu mój bagaż muzyczny stał się bardzo różnorodny. W swoim repertuarze miałam także sporo muzyki religijnej. Śpiewałam psalmy, a w chórku kościelnym w Rukojniach nauczyłam się pieśni duchowych.
Czy ma Pani swoją ulubioną piosenkę?
Tak, to moja pierwsza piosenka romantyczna, pt. „Pocałuj mnie”, a także „Tu vienas toks galaktikoj”. Zadedykowałam ją swojemu kochanemu mężowi.
Jaki jest główny przekaz Pani piosenek?
W swoich piosenkach niosę tylko dobre słowa, radość, miłość, pocałunki i marzenia, które – mam nadzieję – spełnią się każdemu, kto ich słucha.
Kto układa muzykę i słowa Pani utworów?
Muzykę komponują m.in. Devidas Zvonkus, Arvydas Martinėnas-Vudis, Stano, a teksty piszą Paulius Stalionis i moja przyjaciółka Jolanta Romanowska, która pisze po polsku.
Pani przyjaźń z Katarzyną Zvonkuvienė to osobna historia. Wiem, że wspieracie się wzajemnie. Czy często rozmawiacie o muzyce, wymieniacie się inspiracjami?
Nasze ścieżki się schodzą, mamy ze sobą silną więź. Dobrze czuję tę osobę, rozumiem ją. Kiedy się spotykamy, nigdy nie brakuje nam tematów do rozmowy – rozmawiamy o dzieciach, mężach, przyjaciołach, o wszystkim. Uczestniczyłam w jej projekcie „Wojna chórów”, co było wyjątkowym okresem w moim życiu. Był to czas bardzo intensywny, ale wspominam go z wielką radością.
Oprócz śpiewu, sceny, koncertów, czym się Pani zajmuje?
Prowadzę prywatne lekcje śpiewu w Szkole im. św. Jana Pawła II, uczę wokalu. Zaczęłam też robić muzyczne niespodzianki – można mnie zaangażować na różne uroczystości, gdzie występuję dla gości, solenizantów. To są takie emocje, które trudno opisać, emocje, które są nie do kupienia za żadne pieniądze.
Jak udaje się Pani godzić życie zawodowe z prywatnym?
Wszystko planuję i wówczas wszystko się udaje. Wyjeżdżamy na działkę, mamy tam dom, dużo spacerujemy. Często z mężem pływamy łódką, chodzimy na basen i do siłowni. To mnie ładuje pozytywną energią.
Co jest dla Pani w życiu najważniejsze?
Zdrowie – moje, moich bliskich, przyjaciół. Rodzina, przyjaciele, ten krąg ludzi, którzy mnie otaczają.
Czytaj więcej: Śpiewam, odkąd pamiętam
Pełny wywiad można obejrzeć na stronie telewizji wielokulturowej BM TV na YouTubie i na Facebooku.
W trakcie koncertu u boku Bożeny wystąpiła jej córka Gabriela, która zarówno solo, jak i w duecie z mamą oczarowała widownię. – Najbardziej cieszę się z tego, że mama zrobiła sobie tak wspaniałe urodziny, a sala była pełna. Moja muzyczna niespodzianka również się udała i młodsza siostra Estera wystąpiła też z nami – mówiła z entuzjazmem Gabriela, która jest laureatką wielu konkursów muzycznych.
Wśród gości koncertu znaleźli się także: przyjaciółka Bożeny Katarzyna Zvonkuvienė, orkiestra akordeonowa „Ad Libitum” pod batutą Bogdana Wojcinowicza oraz Studio Tańca „Modus Dance”.
Koncert jubileuszowy Bożeny Krasiłowej stał się nie tylko świętem sztuki, lecz także manifestacją wdzięczności dla rodziny, przyjaciół i publiczności, która przez lata wspierała artystkę. W każdej piosence, w każdym geście widać było, że Bożena Krasiłowa to nie tylko wokalistka – to kobieta o wielkim sercu, pełna miłości do życia i ludzi.
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 46 (138) 07-13/12/2024