Anna Pieszko: W tym szczególnym okresie poprzedzającym święta Bożego Narodzenia cała nasza uwaga ogniskuje się wokół wydarzeń, które dokonały się ponad 2 tys. lat temu w Betlejem. Dlaczego Chrystus przychodzi na świat właśnie w tym miejscu i czasie?
Ks. Tadeusz Jasiński: Nie możemy znać konkretnych przesłanek postanowień Pana Boga, bo jest On wolny w swoich decyzjach i znacznie nas przekracza w swojej mądrości. W Księdze proroka Micheasza zapisana jest zapowiedź, że w Betlejem stanie się coś ważnego: „A ty, Betlejem Efrata, najmniejsze jesteś wśród plemion judzkich! Z ciebie mi wyjdzie Ten, który będzie władał w Izraelu, a pochodzenie Jego od początku, od dni wieczności” (Mi 5, 1). To Betlejem jest tym miejscem, w którym Bóg w sposób szczególny objawia swoją miłość, swoją obecność, swoje prowadzenie.
Kiedy czytamy o mędrcach, którzy przybyli do Jerozolimy i pytają króla Heroda o nowo narodzonego króla żydowskiego, to zaskoczony, a zarazem przestraszony król woła znawców Pisma Świętego i pyta, gdzie ma się narodzić Mesjasz. Odpowiadają, że właśnie w Betlejem, bo tak mówi Pismo Święte, które oni doskonale znają.
Ciekawe jest tłumaczenie słowa „Betlejem” na nasz język. Oznacza ono „dom chleba”. Możemy je interpretować tak, że Pan przyjdzie, by nakarmić zgłodniały lud. Nie chodzi tu tylko o głód fizyczny, ale też o głód obecności Pana Boga, o głód miłości, sensu życia. Odpowiadając więc na pytanie, dlaczego Pan Jezus narodził się właśnie wtedy, myślę, że wtedy, zresztą podobnie jak w każdym okresie, ludziom brakowało poczucia sensu przeżywanych trudności i bolesnych niekiedy doświadczeń. Na pewno brakuje nam zawsze miłości. Pan Jezus jako istota ludzka przyniósł miłość Bożą w taki widzialny, materialny, dotykalny sposób.
Czytaj więcej: Ks. Tadeusz Jasiński: „Matki są nam dane przez Pana Boga”
Którzy prorocy przepowiadali przyjście Jezusa na świat?
Zapowiedź przyjścia Jezusa jest już w pierwszej księdze Pisma Świętego. W słowach wypowiedzianych do węża Bóg objawia: „Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę, a ty zmiażdżysz mu piętę” (Rdz 3, 15). Jezus jest tym „potomkiem niewiasty”.
U proroka Izajasza znajdujemy takie słowa: „Dlatego Pan sam da wam znak. Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel” (Iz 7, 14). Między innymi Emmanuel tłumaczy się jako „Bóg z nami”.
W tejże księdze znajdujemy kolejne nawiązanie mogące wskazywać na Jezusa: „Albowiem Dziecię nam się narodziło, Syn został nam dany, na Jego barkach spoczęła władza. Nazwano Go imieniem: Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju” (Iz 9, 5).
Jeszcze jeden cytat z tej księgi: „I wyrośnie różdżka z pnia Jessego, wypuści się odrośl z jego korzeni. I spocznie na niej Duch Pański, duch mądrości i rozumu, duch rady i męstwa, duch wiedzy i bojaźni Pańskiej” (Iz 11, 1–2). Jesse był ojcem króla Dawida, zaś różdżka ze ściętego pnia to nowy, życiodajny pęd. To aluzja do Jezusa, nazywanego też synem Dawida. Warto zauważyć, że prorok Izajasz żył aż osiem wieków przed narodzeniem Jezusa!
Bibliści znajdują zapowiedź przyjścia Jezusa również u proroków: Jeremiasza, Samuela, Daniela, a także w Księdze Psalmów.
Z jakich źródeł historycznych możemy się dowiedzieć o istnieniu Jezusa?
Żydowski historyk Józef Flawiusz w dziele „Dawne dzieje Izraela”, znanym też pt. „Starożytności żydowskie” (Antiquitates Iudaicae), napisał: „W tym czasie istniał mężczyzna, który nazywał się Jezus. Postępował dobrze i był uważany za prawego człowieka. I wielu ludzi spośród Żydów i innych narodów stało się jego uczniami. Piłat skazał go na ukrzyżowanie i umarł. A ci, którzy stali się jego uczniami, nie porzucili go. Mówili, że ukazał się im trzy dni po ukrzyżowaniu i że żyje. I dlatego uważano go za Mesjasza”.
Izraelski naukowiec Shlomo Pines pisał: „Nawet najzacieklejsi przeciwnicy chrześcijaństwa nigdy nie wyrażali wątpliwości co do tego, czy Jezus istniał naprawdę”. Amerykański historyk Will Durant zauważał, że żaden Żyd ani innowierca z pierwszego wieku nie zaprzeczał istnieniu Jezusa.
Dwóch ważnych rzymskich historyków, Tacyt i Swetoniusz, uznają Jezusa za prawdziwą osobę. Tacyt (żył w latach 55–120), największy ze wczesnorzymskich historyków, napisał, że Christus (grecka pisownia słowa Chrystus) żył za panowania Tyberiusza i „cierpiał za panowania Poncjusza Piłata, że nauki Jezusa rozprzestrzeniły się już w Rzymie, a chrześcijanie byli uważani za przestępców i torturowani na różne sposoby, w tym krzyżowano ich”.
Swetoniusz (69–130 r.) pisał o „Chrestusie” jako o podżegaczu. Wielu uczonych uważa, że chodzi o Chrystusa. Swetoniusz pisał też o chrześcijanach prześladowanych przez Nerona w 64 r.
Łącznie dziewięciu niechrześcijańskich pisarzy wspomina o Jezusie jako prawdziwej osobie do 150 lat po jego śmierci. Co ciekawe, taka sama liczba świeckich pisarzy wspomina o cesarzu Tyberiuszu, który rządził w czasach Jezusa. Biorąc pod uwagę źródła chrześcijańskie i niechrześcijańskie, aż 42 wspominają Jezusa, a Tyberiusza tylko dziesięć.
Czy Jezus jest bardziej boski, czy ludzki?
W stu procentach i jeden, i drugi. Są różne herezje twierdzące, że Pan Jezus był Bogiem, a tylko udawał, że jest człowiekiem. Inne mówią, że był całkowicie człowiekiem, tylko udawał, że jest Bogiem albo że te natury przemieszały się. Kościół naucza, że Jezus jest w absolutny, całkowity sposób i Bogiem, i człowiekiem.
Jak człowiek, z jego racjonalnym umysłem, ma po ludzku przyjąć na wiarę, że „Słowo stało się Ciałem”, a Bóg stał się człowiekiem?
Aby kogoś lub coś ogarnąć umysłem, musimy niejako być obok ogarnianego obiektu. Czy potrafimy ogarnąć Boga? Co jest większe: stworzenie czy Stwórca? Wiara potrzebuje oczywiście rozumu, ale jest ona darem Bożym. Człowiek może uczciwie, sam przed sobą, stwierdzić, że nie ma tej wiary, ale że chciałby jej doświadczyć. W Biblii pada prośba apostołów: „Panie, przymnóż nam wiary” (Łk 17, 5).
Pan Bóg na pewno czeka, kiedy do niego się zwrócimy. Myślę, że żadna prośba skierowana do Pana Boga nie pozostanie bez echa, bez odpowiedzi. Oglądałem kiedyś pewien program o działaczu społecznym zza wschodniej granicy. Padło tam pytanie o jego wiarę. Powiedział, że jego pierwszym nauczycielem wiary był dziadek ateista. Zaskoczony prowadzący pytał, jak to możliwe. I ten rozmówca tłumaczył: Wtedy, kiedy dziadek do mnie się uśmiechał, kiedy dziadek okazywał mi miłość, on faktycznie budował moją wiarę, bo wiedziałem, że istnieje dobro. Wiara na poziomie akceptacji, także przez umysł, przyszła do niego później. Doświadczenie wiary idzie razem z doświadczeniem miłości. Jeżeli doznajemy od kogoś miłości, jeżeli tą miłością też dzielimy się, to tak jakby otwieramy w sobie miejsce dla wiary.
Kim jest syn zwykłego cieśli Józefa i młodziutkiej dziewczyny Marii? Nauczycielem, uzdrowicielem, egzorcystą, Odkupicielem, Zbawcą świata, Mesjaszem? Synem Bożym?
Na pewno wszystkie te określenia pasują i są prawdziwe, ale powiedziałbym, że Jezus jest przede wszystkim Miłością. Jezus mówi o Bogu: „Ojciec mój w niebie”, czyli wyraźnie mówi, że on jest Synem Bożym. Jednym z paradoksalnych argumentów, że nasza wiara jest prawdziwa, jest tajemnica Trójcy Świętej. Trudno jest nam ogarnąć umysłem, że Bóg jest jeden, ale w trzech osobach. Gdyby nasza wiara była wymyślona, to zamiast tajemnicy Trójcy Świętej podano by do wierzenia coś bardziej zrozumiałego. Tajemnica Trójjedynego Boga mówi nam, że Bóg jest Miłością, że nie jest jakimś samotnikiem, który gdzieś tam z góry przygląda się, jak żyję i męczę się na tym „łez padole”. Bóg jest wewnętrznie zjednoczony miłością Trzech Osób i właśnie tą swoją radością, swoją miłością, tym swoim szczęściem zechciał podzielić się ze stworzeniem i w tym celu stwarza człowieka.
Kim jest Jezus dla Księdza?
Dla mnie Jezus jest kimś, kto nadaje sens mojemu życiu. Człowiek przeżywa w życiu różne sytuacje: czasami spotyka go jakaś niesprawiedliwość, czasem jakaś choroba, czasem człowiek sam popełnia jakieś niedobre czyny. Jezus nadaje sens mojemu życiu, bo, po pierwsze, on sam tych wszystkich sytuacji życiowych (oprócz grzechu) doświadczył. On wskazał kierunek na niebo. Przeżył śmierć, ale też zmartwychwstał. I obiecał, że jak pójdziemy jego śladami, to mimo tych wszystkich trudności, które przeżył tutaj, po śmierci obdarzy nas zmartwychwstaniem ciała, a potem szczęśliwą nieśmiertelnością. Jak pisał papież Jan Paweł II w swojej pierwszej encyklice „Redemptoris hominis” (Odkupiciel człowieka), bez Chrystusa człowiek nie jest w stanie zrozumieć samego siebie. W Wielki Czwartek Jezus wypowiada do Świętego Tomasza dość zagadkowe, ale pamiętne słowa: „Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie” (J 14, 6). W tym zdaniu kryje się też odpowiedź, kim jest dla mnie Pan Jezus.
Dlaczego nieskończony Bóg przychodzi na ten świat, przybierając postać małego dziecka?
W opisie stworzenia człowieka zapisane jest, że Bóg stworzył człowieka „na swój wzór i podobieństwo”. Człowiek ma w sobie pewne odbicie boskości. Ze wszystkich stworzeń tylko człowiek ma nieśmiertelną duszę. Pan Jezus rodzi się jak każde inne dziecko, jako niemowlę. Przychodzi jako poszerzenie, urealnienie wizji Boga przez człowieka.
We wszystkich religiach, również pogańskich, Bóg ma takie cechy, jak moc, czasem rozumiana jako groza, za złe karze, niekiedy mocno. Więc przyjście Pana Jezusa jest jakby zaprzeczeniem tego, że Bóg jest dla nas zagrożeniem. Błędna wizja Boga jako zagrożenia dla wolności, dla szczęścia człowieka powstała zaraz po upadku, po grzechu Adama i Ewy. Bezbronne Dzieciątko Jezus każdy chce przytulić, chce być blisko. Przyjście Pana Jezusa w postaci dziecka jest dodaniem odwagi, powiedzeniem: Nie bój się, jestem kimś czułym, delikatnym i dostępnym, nie chcę, żeby między nami była jakaś sztuczna bariera. Chociaż oczywiście zdajemy sobie sprawę z majestatu Boga i kruchości nas, ludzi. Bóg przychodzi jako maleńka miłość, która chce wśród nas żyć, wśród nas wzrastać. Wspominam taką rozmowę śp. ks. prałata Józefa Obrembskiego z dziećmi, które przyszły go pozdrowić. Ksiądz prałat zapytał małego chłopczyka, ile ma lat. Dziecko mówi: Mam sześć. Ksiądz prałat na to: O, to ty jesteś mój przyjaciel, bo ja też miałem kiedyś sześć lat. Myślę, że podobnie Pan Bóg też chce nam powiedzieć: O, to ty jesteś mój przyjaciel – ja też kiedyś byłem taki jak ty.
Jakie główne przesłanie płynie dla nas z Betlejemskiego Żłóbka?
Myślę, że jest to przesłanie, że nie jesteśmy sami, że nie jesteśmy porzuceni przez Pana Boga, że nie jesteśmy Mu obojętni, skoro dla naszego zbawienia przysyła nam swojego Syna. Jak wiemy, imię Jezus, które po żydowsku brzmi Jeszua albo Jehoszua, dosłownie tłumaczy się: „Bóg zbawia” lub „Bóg ratuje”. Można powiedzieć, że Pan Bóg przysyła nam ratunek. Przyjście Pana Jezusa jako bezbronnego dziecka, niemowlęcia, które potrzebuje naszej czułości, naszej miłości, naszej opieki, pokazuje, że Bóg nie jest zagrożeniem dla naszego szczęścia, dla naszej wolności, a odwrotnie – jest takim wypełnieniem i wskazaniem, jak kształtować nasze życie, by ono miało sens i szczęśliwe przedłużenie w wieczności. Ktoś to ujął krótko: Bóg przyszedł z nieba na ziemię, aby nas zabrać potem do siebie do nieba.
Życzę, byśmy odważnie i ufnie z tej możliwości skorzystali!
Czytaj więcej: Czas ciszy i przygotowania do świąt
Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 48 (144) 21-27/12/2024