Więcej

    Ześmiecone nadzieje Wilna

    Rzadko da się zaobserwować zjawisko tak potężnego zawiedzenia nadziei wielu ludzi, co w przypadku kariery mera Wilna, Remigijusa Šimašiusa. Jako pierwszy wybrany bezpośrednio w wyborach zarządca miasta miał wnieść nową jakość, mimo iż przed jego nadejściem miasto było zarządzane całkiem sprawnie. Mieszkańcy chcieli zmian, pokładali w liberałach nadzieje.
    Szybko się okazało, że nowa władza przynosi wzorce może i nowe, ale na pewno nie – dobre. Czystki kadrowe w administracji, nieprzejrzyste układy z biznesem, nieliczenie się z mieszkańcami (choćby w przypadku szkoły im. Joachima Lelewela, sam próbowałem z merem rozmawiać, by ją zostawił w spokoju – bez skutku), niezrozumiałe zwalczanie szkoły katolickiej, rosnące korki. A teraz jeszcze reforma wywózki śmieci, w wyniku której powołano nową, prawdopodobnie zbędną instytucję. Reforma, która wygląda w taki sposób, że Ministerstwo Zdrowia chce ogłosić w Wilnie sytuację wyjątkową ze względu na narastające góry odpadów, które nie są wywożone. I jak liberalny mer nazywa mieszkańców, którym się taki stan rzeczy nie podoba? „Beksami”.
    I chyba wiosną to Šimašius będzie beczał, bo mieszkańcy Wilna zdają się mieć dość tego gardzącego obywatelami bufona z Taurogów. Jak raz kogoś zawiódł, to drugi raz populistycznymi obietnicami głosów sobie nie zjedna.