Więcej

    Dzisiejsza sytuacja Ukrainy powtarza scenariusz I i II rozbioru Polski

    Czytaj również...

    Rosja zatrzymuje się tylko przed siłą. Swój projekt imperialny buduje wtedy, kiedy napotyka na słabość. Rosja jest dużym krajem, który potrzebuje swojej naturalnej strefy bezpieczeństwa. W tej strefie leży na pewno Ukraina, prawdopodobnie także Litwa, a może również Polska – mówi prof. Andrzej Nowak, krakowski historyk i sowietolog, który 29 czerwca wygłosił w Wilnie wykład w ramach „Kolokwiów Warszawsko-Wileńskich”.

    Andrzej Nowak (ur. 12 listopada 1960 r. w Krakowie) – historyk, pisarz, publicysta, sowietolog, profesor nauk humanistycznych, nauczyciel akademicki Uniwersytetu Jagiellońskiego, profesor zwyczajny w Instytucie Historii Polskiej Akademii Nauk, kierownik Zakładu Historii Europy Wschodniej Instytutu Historii Uniwersytetu Jagiellońskiego, w latach 1991–2012 redaktor naczelny czasopisma „Arcana”, autor „Dziejów Polski”. Od 2016 r. członek Kolegium Instytutu Pamięci Narodowej. Kawaler Orderu Orła Białego. Ostatnio wydał „Polska i Rosja. Sąsiedztwo wolności i despotyzmu X–XXI w.”
    | Fot. Tomasz Jędrzejowski

    Wykład Pana Profesora nosił nazwę „Polska i Rosja. Sąsiedztwo wolności i despotyzmu”. Panie Profesorze, tytuł tego wykładu odnosi się bezpośrednio do Pana najnowszej monografii. Proszę powiedzieć, czego ta książka dotyczy.

    W pewnym sensie ona podsumowuje moje dotychczasowe zainteresowania historią stosunków polsko-rosyjskich. Interesuję się tym tematem właściwie od czasu studiów. Ileś książek, różne aspekty podejmujące tą historię, napisałem, tutaj próbuję raczej nie tyle monograficznie, ile syntetycznie ująć tę historię, która rozwija się w pewnym sensie od tysiąca już ponad lat, gdy idzie o sąsiedztwo państwa pierwszych Piastów z państwem ruskim, którego nie należy mylić z Rosją. Ale jednak to właśnie z Rusi Kijowskiej wyrastają trzy współczesne narody i trzy współczesne państwa. W tym sensie także można w jakimś aspekcie mówić o prehistorii stosunków polsko-rosyjskich datujących się od wieku X. I to spojrzenie także przez pryzmat pewnego rodzaju sporu terytorialnego, które nie jest niczym wyjątkowym, spieramy się o terytoria z sąsiadami. Tak jest właściwie w niemal we wszystkich stosunkach międzysąsiedzkich w historii, wyjąwszy takie sytuacje, gdzie jest bardzo wyraźna granica naturalna, a tutaj rzecz jasna takich granic na Nizinie Wschodnioeuropejskiej nie ma, ale coś znacznie głębszego pojawia się w tej historii.

    To jest pewnego rodzaju nakładanie się na spory terytorialne kwestii o charakterze cywilizacyjnym, kulturowym, a najgłębiej – pewnego rodzaju podziału religijnego czy podziału wewnątrz chrześcijaństwa na chrześcijaństwo wschodnie i zachodnie. I przesuwanie się tych granic, które mają charakter nie tylko granic politycznych, ale granic do pewnego stopnia kulturowo-cywilizacyjnych. Przesuwanie się granic Europy łacińskiej na wschód i prawosławnej Rusi, Rosji, potem Moskwy – trzeciego Rzymu (orientując się na tradycje antyzachodnie, tradycje, które przybierają ideologie) na zachód. Ale Moskwa, trzeci Rzym, rozumiana jako spadkobierczyni Bizancjum przeciwko Zachodowi, idąca w kierunku zachodnim, zmierzająca do likwidacji tej Europy Środka, która tutaj powstała dzięki istnieniu Rzeczypospolitej, państwa polsko-litewskiego, litewskiego, polskiego, połączonych potem unią. One razem stworzyły tę nową jakość, którą Rosja próbuje od mniej więcej 500 lat zlikwidować. Na szczęście, jak do tej pory, to się nie udało.

    Nasza wspólna polsko-rosyjska historia pokazuje, że jest to jednak historia bardzo trudna. Jest to historia, w której tak naprawdę, jeżeli patrzymy przez pryzmat tych tysiąca lat, cały czas pojawiają się konflikty, w każdym stuleciu mamy wojny. Pojawia się również kwestia rosyjskiego imperializmu, który wynikł kilkaset lat temu, i w XVIII w. ostatecznie doprowadził do rozbiorów Polski. Jednak odnoszę wrażenie, że mimo iż minęło ponad 30 lat od upadku Związku Sowieckiego, de facto rozpadu tzw. bloku wschodniego, że dzisiejsza polityka rosyjska w pewnym sensie odnosi się do tego, że mamy do czynienia tutaj, albo z czymś w rodzaju imperializmu, albo raczej pewnego wtórnego bądź konsekwentnego imperializmu. Co Pan Profesor sądzi na ten temat?

    Czytaj więcej: Szczyty Rady Europejskiej i G7: Historyczne zwycięstwo Ukrainy

    Starając się badać tę historię w różnych jej przejawach, historię Rosji, historię stosunków rosyjsko-polskich, zwracam uwagę na fakt, że to zakorzenienie imperializmu nie jest płytkie, nie polega tylko na sympatiach politycznych czy antypatiach politycznych tego czy innego polityka. Nie mamy dziś do czynienia z problemem Putina. Nie mamy dziś do czynienia z problemem takiej, a nie innej politycznej elity współczesnej Rosji. Mamy do czynienia z niezwykle głęboką, konsekwentną, spójną tradycją, sięgającą wieluset lat, zapisaną w najwybitniejszych dziełach kultury rosyjskiej. Jeżeli przeczytamy dzieła Dostojewskiego, jeżeli przeczytamy choćby te teksty Puszkina, na które najczęściej powołuje się dzisiaj edukacja rosyjska, wiersz „Oszczercom Rosji”, wiersz z kolei czy poemat poświęcony podbojowi Azji „Jeniec kaukaski”. Jeżeli spojrzymy na najważniejsze filmy, do których odwołuje się współczesna masowa wyobraźnia rosyjska – filmy Sergieja Eisensteina „Iwan Groźny: Spisek bojarów” czy cała ta tradycja dumy z militarnych podbojów, przywrócona, jakoś ożywiona i wpojona na nowo w świadomość obywateli rosyjskich. Stąd właśnie pewnego rodzaju ciągłość między Związkiem Sowieckim a Rosją. Od 1934 r. Stalin wprowadził do systemu sowieckiego dumę z Rosji i jej podbojów militarnych. Suworow staje się bohaterem Związku Sowieckiego. I to już jest epoka, w której formują się ojcowie, dziadkowie współczesnych Rosjan. Na to nakłada się pojęcie tzw. wielkiej wojny ojczyźnianej, w której spogląda się na historię Rosji jako na wieczną walkę dobra ze złem. Rosja, która walczy z faszyzmem, wymazując całkowicie i prawnie zakazując (jak wiadomo, od kilkunastu lat jest już prawnie zakazane) jakichkolwiek wzmianek o rzeczywistej historii II wojny światowej. O tym, że ona się zaczyna nie od bohaterskiego udziału Armii Czerwonej w wyzwalaniu spod jarzma faszyzmu kolejnych krajów europejskich, ale od zasadniczej pomocy, jakiej Związek Sowiecki udzielił Hitlerowi w rozpętaniu tej wojny od paktu Ribbentrop-Mołotow. Dla każdego Litwina i dla wielu Polaków (niestety, część Polaków jakby wciąż o tym zapomina) nie jest to rzecz nowa. Jest to rzecz oczywista, że wojna zaczyna się od paktu Ribbentrop-Mołotow, a w Rosji tego nie ma. Pakt Ribbentrop-Mołotow, jeżeli jest wspominany, to tylko na tej zasadzie, że było to rozumne porozumienie pokojowe dwóch państw, z których Rosja oczywiście miała dobre intencje. Hitler może nie miał najlepszych intencji, ale Związek Sowiecki (czy nawet Rosja) miała tutaj mądre intencje, wzmocnienia się przed przyszłymi bojami.

    Nie ma tu miejsca w ogóle na prawdziwą historię, w której są przecież setki tysięcy ofiar ze strony państw, które Związek Sowiecki/Rosja podbijały. Czy nawet milionów ofiar, które Rosja podbijała w XX. wieku w formie Związku Sowieckiego i wcześniej, w XIX i XVIII wieku w różnych formach Imperium Petersburskiego. Są specjalnie zmanipulowane te miejsca, w których jest wspomnienie rosyjskich ofiar imperializmu, bo pamiętajmy, że imperializm rosyjski oparty jest także na zwałach trupów samych Rosjan, którzy są poświęcani na ołtarzu tego molocha podbojów. Niemniej, to właśnie utrwalona propaganda, że Rosja musi być imperium, że Rosja musi podbijać, że Rosja, jeżeli podbija, to tylko wyzwala, bo to tak razem występuje. Ta ideologia jest tak głęboko zakorzeniona i tylekroć powtarzana w kolejnych pokoleniach Rosjan, że niezwykle trudno jest się od niej oderwać. To nie znaczy oczywiście, że nie ma pojedynczych Rosjan czy nawet grup Rosjan, którzy odrzucają taką ideologię.

    Tu trzeba koniecznie wspomnieć środowisko Memoriału. Trzeba koniecznie wspomnieć także tę tradycję rosyjską, która istnieje – tradycję Czechowa, tradycję Tołstoja z nowelek „Za co?” czy „Hadżi Murat”, ale to jest mniejszościowa tradycja w Rosji, która jest przytłumiona przez tę imperialną dumę. Najlepiej streścił ją Michaił Lermontow, który akurat jej się przeciwstawiał, ale doskonale wyraził istotę rosyjskiej kultury imperialnej słowami swojego młodzieńczego poematu: „Niech będę niewolnikiem, ale niewolnikiem cara wszechświata”. To jest właśnie to. Mogę być niewolnikiem, ale daje mi satysfakcję powtarzanie sobie, że jestem Rosjaninem. Powtarza im propaganda, że Rosja podbijają inne narody, że zniewala inne narody i cały świat jej się boi.

    Czytaj więcej: Wojna w Ukrainie i bezpieczeństwo wśród najważniejszych tematów orędzia prezydenta Litwy

    Aspekt tej propagandy jest bardzo istotny, również gdy patrzymy na wojnę rosyjsko-ukraińską. W tym momencie narracja na temat wojny, działań zbrojnych prowadzonych na terytorium Ukrainy wygląda tak, że mówi się o tzw. operacji specjalnej. Zabronione jest mówienie o tym, że toczy się tam jakaś wojna, mówi się o wyzwalaniu, o pomocy, o procesach denacyfikacji, demilitaryzacji. Są to słowa, które powtarzały się już w dotychczasowej historii i tym razem padają w kontekście Ukrainy. Jednak historia imperializmu rosyjskiego pokazuje, że tego typu tezy, tego typu argumenty były wysuwane już wielokrotnie w historii. Czy mógłby Pan profesor powiedzieć, jakich najważniejszych rzeczy uczy nas historia stosunków polsko-rosyjskich właśnie w kontekście obecnej agresji Rosji na Ukrainę?

    Sądzę, że te lekcje nie są bardzo skomplikowane, są dość proste. Rosja zatrzymuje się tylko przed siłą. Rosja wygrywa ten właśnie projekt imperialny, skutecznie go buduje wtedy, kiedy napotyka na słabość, a przede wszystkim, kiedy znajduje partnerów na Zachodzie, partnerów, którzy niekoniecznie muszą brać udział w tej agresji, ale którzy „kupują” tę argumentację, że oto Rosja wyzwala, że Rosja jest siłą, która chroni przed faszyzmem, że Rosja to jest kolejny bardzo ważny aspekt, o którym do tej pory nie mówiliśmy, że Rosja jest po prostu dużym, ważnym krajem, który potrzebuje swojej naturalnej strefy bezpieczeństwa. W tej strefie leży na pewno Ukraina, prawdopodobnie także Litwa, a może również Polska. Właściwie wszystko, co na wschód od Niemiec, może leżeć w tej strefie dla wielu polityków zachodnich, którzy z góry przyznają: „No cóż, skoro Rosja jest wielkim państwem, to musimy rozmawiać z Rosją, a pytać o zdanie Litwinów, Ukraińców czy nawet Polaków nie musimy, bo to są małe kraje, których nie warto w ogóle słuchać. Pokój światowy zależy od dobrych stosunków z Rosją”.

    Otóż tego rodzaju argumentacja bardzo często pomaga Rosji realizować jej agresywne plany, które są akceptowane przez tych, którzy mają siłę wystarczającą, żeby Rosję zatrzymać, to znaczy przez mocarstwa zachodnie, które mówią: „Nie, w imię pokoju jednak ustąpimy. Może jednak prezydent Zełenski powinien zgodzić się na oddanie Doniecka i Ługańska, Krymu, może nawet Odessy?”. Taka akceptacja, powiedziałbym, polityki rozbiorowej, której dokonuje Rosja, bo przecież dzisiejsza sytuacja Ukrainy dokładnie powtarza scenariusz I i II rozbioru Polski. Na razie I rozbiór Ukrainy dokonał się w roku 2014, a w tej chwili wyraźnie Rosja negocjuje z prezydentem Macronem, z kanclerzem Scholzem, którzy wykonują w pewnym sensie usługi dyplomatyczne dla Rosji, naciskając na prezydenta Zełenskiego. Rosja dokonuje próby II rozbioru Ukrainy, to znaczy dalszego okrojenia terytorium Ukrainy w imię pokoju.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Oczywiście, powtórzyło się to wszystko w innym zupełnie układzie z udziałem Niemiec hitlerowskich w Monachium w 1938 r. I ta właśnie nauczka Monachium być może jedną wątłą nadzieją dla nas teraz, bo Zachód nie chce pamiętać Jałty, nie chce pamiętać rozbiorów Polski. Przypomnienie Monachium jest czymś wstydliwym dla mocarstw Europy Zachodniej, bo to przypomnienie przede wszystkim głupoty tamtej polityki appeasementu, to znaczy zaspokajania imperializmu, w owym przypadku niemieckiego, kosztem słabszych narodów, takich jak Czechosłowacja. Otóż właśnie, odwołując się do przypomnienia głupoty Appeasement, to znaczy głupoty polityki ustępowania wobec agresywnego imperializmu rosyjskiego, możemy, jak sądzę, hamować ten najgorszy dla nas scenariusz, w którym Rosja nie napotyka na siłę i opór ze strony mocarstw zachodnich, które mogą ją zatrzymać i wesprzeć Ukrainę. Tylko napotyka na zgodę z tymi państwami, że w imię właśnie pokoju, w imię stabilizacji trzeba jednak podzielić kawałek Ukrainy, oddać Rosji, bo oczywiście w ślad za tym pójdzie potem kwestia Litwy, itd. A więc myślę, że przypominanie sobie samym, to znaczy Polakom, Litwinom, Ukraińcom (ale nam specjalnie może tego nie trzeba przypominać), że musimy być konsekwentni w oporze przeciwko imperializmowi rosyjskiemu, przypominanie mocarstwom zachodnim, że polityka ustępstw wobec imperializmu kończy się zawsze tak samo – jak Monachium.

    Czytaj więcej: Kaja Kallas dla „Kuriera” o Ukrainie i Mołdawii: „Sami tam byliśmy. Są możliwości, gdy jest wola polityczna”

    Ostatnie pytanie dotyczy bezpośrednio Litwy w związku z wykładem w Wilnie 29 czerwca. W pierwszej połowie czerwca do parlamentu Federacji Rosyjskiej trafił projekt ustawy autorstwa deputowanego rosyjskiej Dumy, Fiodorowa, reprezentanta rządzącej Jednej Rosji, dotyczący anulowania lub unieważnienia niepodległości Republiki Litewskiej. W jaki sposób możemy tłumaczyć takie postępowanie polityków rosyjskich?

    No cóż, myślę, że to jest rozpisany na głosy schemat polityki rosyjskiej, w którym Władimir Putin może wyglądać czy występować jako polityk właściwie umiarkowany, bo Władimir Putin przecież nie ogłasza tego rodzaju deklaracji, tylko jeden z polityków, ale już oficjalnych posłów Dumy mówi, że warto posunąć się o dwa kroki dalej niż do tej pory, kiedy była mowa o likwidacji Ukrainy. Jednocześnie tego rodzaju schemat jest wpisany nie tylko w jakąś rozgrywkę polityczną, tak jak to w tej chwili interpretuje się realizowaną przez elity polityczne Kremla, ale jest wpisany w mentalność wielu milionów Rosjan w postaci matrycy granic Związku Sowieckiego. Tę matrycę pamiętają dzisiejsi nawet 30–40-latkowie i przekazali ją swoim dzieciom, nie wspomnę oczywiście o starszym, wciąż jeszcze żyjącym pokoleniu wychowanym w Związku Sowieckim. Otóż dla nich fakt, że np. nie mogą pojechać na plaże nadbałtyckie Litwy jest jakąś dolegliwością. Jak to? To było nasze! Pamiętamy, jeździliśmy tam w dzieciństwie. Opowiadają to swoim dzieciom. To powinno być znowu nasze! Jeżeli pijemy likier ryski z Rygi na Łotwie, to przecież to była nasza Ryga! Dlaczego nie mamy jeździć do tego pięknego miasta, które do nas należało?

    Ten sam mechanizm działał w przypadku Krymu, który został już przecież do Rosji de facto nie de iure, rzecz jasna przyłączony. A więc ta tęsknota za granicami imperium sowieckiego jest tutaj bardzo ważnym, realnie groźnym dla nas, dla Litwinów, dla Łotyszy, dla Ukraińców układem odniesienia. Ale powiedziałem dla nas, bo oczywiście w ślad za tą granicą Związku Sowieckiego jest zaraz następny, szerszy zasięg panowania imperium, to znaczy cały obóz sowiecki. „Jak to, Warszawa też przecież kiedyś była nasza!”. To też przypomina się stale w propagandzie rosyjskiej, że Warszawa była przez 100 lat częścią Imperium Rosyjskiego, a w okresie sowieckim była po prostu stolicą prowincjonalnej, powiedziałbym, „Marchii” Zachodniej Imperium Rosyjskiego. Tak to przecież jest odbierane. A więc to jest jakby następny zasięg i ten najdalszy zasięg, o którym warto przypominać z kolei politykom Zachodu, że rosyjska wyobraźnia polityczna tu się nie hamuje.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Przewodniczący Klubu Izborskiego, ważnego, wpływowego, takiego, powiedziałbym, twardego koła polityków rosyjskich, powiedział 24 lutego, czyli dokładnie w momencie rozpoczęcia agresji rosyjskiej na Ukrainę, że „przecież nasze granice muszą być przesunięte tam, gdziekolwiek leżą kości żołnierzy rosyjskich, gdzie było nasze wojsko”. I przypomniał w tym kontekście, że „Paryż musi być nasz”. To brzmi trochę może absurdalnie dla nas, ale wcale nie jest traktowane jako absurdalne przez część tak myślących Rosjan. Paryż został przez Rosjan „wyzwolony”, jak to przedstawiali, w 1814 r. i Rosja miała strefę okupacyjną w Normandii w latach 1815–1817. W Rosji niczego takiego się nie zapomina. Tak jak mówi się głośno o tym, że Alaska powinna być odebrana znowu Amerykanom, mimo że została sprzedana w legalnej transakcji.

    Wracam do punktu wyjścia – pana pytania o Litwę. Wiadomo, że Związek Sowiecki uznał niepodległość Litwy formalnymi traktatami, więc tutaj nie ma wątpliwości, że są prawne międzynarodowe układy, w których Związek Sowiecki i Litwa zawarły porozumienie o uznaniu niepodległości państwa litewskiego. Ale z punktu widzenia tego głęboko zakorzenionego imperializmu rosyjskiego, o którym mówię, to wszystko nie ma znaczenia. Wraca myśl o tym, że gdziekolwiek była imperialna flaga rosyjska, tam powinna ona zostać przywrócona ponownie. I to jest oczywiście bardzo niebezpieczne myślenie, zwłaszcza, jeżeli spotyka się z takim nastawieniem, o którym mówiłem w odpowiedzi na pana poprzednie pytanie. Nastawienie polityków zachodnich – „Nas to nie dotyczy… Może Litwę zajmą, ale czy nam to zaszkodzi w Berlinie czy w Paryżu?”. Otóż tego rodzaju myślenie jest oczywiście skrajną naiwnością i skrajną głupotą, bo to dotyczy przyszłości całej Europy.

    Czytaj więcej: Ukraina w centrum uwagi Trójmorza i UE


    Sławomir Kirdzik


    Wywiad opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 26 (77) 02-08/07/2022

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Małgorzata Mazurek: „Kongres Rodzin Polonijnych to inwestycja w siebie i rodzinę”

    Na najbliższym Kongresie w dniach 23-25 sierpnia, którego temat brzmi „Rodzina Polonijna miejscem spotkania i rozwoju” — Małgorzata Mazurek wraz z mężem jako prelegenci poruszą często pomijane zagadnienie reemigracji. Sami po wielu latach spędzonych w Niemczech i Luksemburgu zdecydowali...

    Przegląd BM TV z profesorami z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Tomaszem Nowickim i Jackiem Gołąbiowskim

    Jacek Gołąbiowski: Uczestniczyliśmy w spotkaniu zorganizowanym w Domu Kultury Polskiej w Wilnie, konferencji poświęconej właśnie organizacjom polskim z granicą. Już od 3 lat realizujemy projekt Ministerstwa Nauki, obecnie Szkolnictwa Wyższego polegający na badaniu aktywności organizacji polskich za granicą. To...

    Gitanas Nausėda zaprzysiężony na prezydenta Litwy. Kadencja potrwa do 2029 roku

    Podczas uroczystego posiedzenia parlamentu głowa państwa położyła rękę na konstytucji i przysięgła wierność Republice Litewskiej i Konstytucji, uczciwe wypełnianie obowiązków i sprawiedliwość wobec wszystkich. Nausėda wypowiedział również słowa „niech mi Bóg dopomoże”, choć ze względu na prawa osób niewierzących, składający...

    Okręg Wileński Armii Krajowej 1944–1948

    17 lipca 1944 r. sowieci rozpoczęli „likwidację białopolskiego zgrupowania”. Z zastawionego kotła wydostali się nieliczni. Wielu z zatrzymanych w efekcie trafiło do tzw. „obozów internowania” — czyli obozów jenieckich, część zaś zostało aresztowanych i skazanych na wieloletnie wyroki. Pewna grupa,...