Drużyna poznańska już od początku tego sezonu wykazuje słabą formę. Dowodem dopiero dziewiąte miejsce w tabeli polskiej ekstraklasy.
Zupełnie inaczej pokazali się gospodarze z Žalgirisu. Dali pokaz gigantycznej ambicji i determinacji. Mogli nawet wygrać wyżej ten mecz niż skromne 1:0.
Oczywiście jak zauważyli obydwaj trenerzy, Marek Zub oraz Mariusz Rumak, współzawodnictwo rozstrzygnie się dopiero za tydzień w Poznaniu. I pewnie wielką niespodzianką byłoby przejście do następnej rundy drużyny Žalgirisu. Różnica potencjałów obydwu drużyn jest bowiem ogromna, na korzyść poznaniaków. Ale przecież to jest piłka i niespodzianki zawsze się zdarzają.
Słaby mecz był jednak okazją do wielkiego show, jakie dali fani poznańskiej drużyny! Na początek przemarsz spod Ostrej Bramy — przy którym wcześniejszy marsz kibiców Žalgirisu wyglądał jak leniwa wiejska manifestacja pierwszomajowa.
Chóralne niekończące się śpiewy, hasła zagrzewające własną drużynę do pokonania przeciwnika! Potem ten spektakl przeniósł się na stadion. Przy bardzo spontanicznym i mało zorganizowanym dopingu gospodarzy poznaniacy wyglądali jak profesorzy kibicowania.
Jeden „zapiewajło” dyrygujący całością. W trakcie spotkania fani Žalgirisu odpalili kilka białozielonych rac. Poznaniacy nie odpowiadali długo.
Niektórzy obserwatorzy spotkania już podejrzewali, że poznaniacy zapomnieli o tym ważnym kibicowskim elemencie, albo… im je policja zarekwirowała. I nagle kilkanaście minut przed końcem spotkania nad sektorem zajmowanym przez gości rozbłysła cała feeria barw ze sztucznych ogni trzymających w rękach fanów poznańskiej lokomotywy! Oniemieli Litwini, nagrywali całą, trwającą ładnych kilka minut, akcję. Czynił to nawet policjant stojący w sektorze prasowym. I zaręczał, że czyni to nie z obowiązku, ale z chęci pokazania filmiku synowi. Przy tym żadna raca nie padła na trawę boiska!
Poznaniacy skandowali też hasła mało przyjemne dla gospodarzy. Standardowe już jest „Polskie Wilno” czy „Jesteśmy u siebie”. To jednak typowa z polskich boisk „podpucha” mająca załamać psychicznie fanów przeciwnika.
Po zakończonym meczu do sektora kibiców gości podbiegli poznańscy piłkarze. Przepraszali za słabą grę około 20 minut. Fani nie darowali im jednak zawodu. Dowodziły tego hasła: „Co wy robicie, Kolejorz, co wy robicie?!”, „Biegaliście 10 minut”, „Bez ambicji, Bez ambicji!” czy zacytowane wcześniej: „Walczyć i się starać, a jak nie to w…”. Ponieważ do tych piłkarskich przeprosin niezbyt chciał się dołączyć najlepiej obecnie opłacany piłkarz polskiej ligi, Manuel Arboleda (Kolumbijczyk z polskim paszportem. Wedle nieoficjalnych danych zarabia około 500 tysięcy euro rocznie), to i jemu się dostało. Z trybun padło zaraz „obrażalski Maniek”. Potem kibice gromko zakrzyknęli: „Gdzie jest Rumak?!”. I trener Mariusz Rumak karnie podszedł do trybuny, by się wytłumaczyć ze słabego występu swoich podopiecznych.
Potem kibice karnie i bez żadnego incydentu wyszli ze stadionu. Nawet jeden z policjantów grupy antyterrorystycznej powiedział (po polsku!) niżej podpisanemu, że chyba nie będą mogli sprawdzić swoich umiejętności na fanach Lecha. Czy był z tego zadowolony? Mamy nadzieję…
I jeszcze jedna ważna sprawa: fani Lecha skandowali także dla swoich przyjaciół, Polonia Wilno. Wtajemniczeni mówią, że to dzięki staraniom wileńskich Polaków poznaniacy mieli bilety na mecz. Bo przecież oficjalnie sprzedawano je tylko obywatelom Litwy i tylko po dwa…
***
W noc z 1 na 2 sierpnia nieznani sprawcy uszkodzili samochody kibiców Lecha Poznań, zaparkowane przy jednym z hosteli na wileńskim Starym Mieście. W dwóch samochodach pocięto wszystkie opony, na karoseriach wydrapano symbolikę klubu Żalgiris – literę „Ż”. Z jednego samochodu urwano lusterko.
Krzysztof Szczepanik