Liberalna pogarda zawsze kreowała sobie chochoła, przy którym można się było poczuć lepiej. Niegdyś takimi chochołami były „ciemnogród”, „zaścianek” czy „średniowiecze” (chociaż z lekcji historii wszyscy wiemy, że palenie czarownic czy ideologiczny brak higieny to domena wieków późniejszych!), obecnie za wydumanych „wrogów postępu” robią mieszkańcy mniejszych miejscowości czy rodziny wielodzietne (pojawia się w tym kontekście w ustach „postępowych” hejterów określenie: „dziecioroby”).
Przykro było obserwować w mediach i komentarzach tę pogardę wyrażaną w stosunku do uczestników Marszu Rodzin. „Ponajedzie wieśniaków i zrobią zadymę”; „Trzeba sprawdzać, czy trzeźwi za kierownicą” – to najłagodniejsze, co można było usłyszeć. Co się okazało w rzeczywistości? Do parku na Zakrecie przyjechali w sumie normalni ludzie, zachowywali się cywilizowanie, zadym i pijaństwa nie było, atmosfera przyjazna (chociaż może nie w stosunku do mediów – naprawdę się dziwicie, że ludzie niechętnie się odnoszą do instytucji, która ich przedstawia celowo i świadomie w jak najgorszym świetle?). Do Wilna zjechali się ludzie, którzy nie czują się przez nikogo reprezentowani, chcący, by ich głos także był usłyszany – i potraktowany poważnie. W czasach obecnych takie odczucia ma większa część obywateli – co widać choćby po frekwencjach w wyborach.
Mądrzy politycy powinni to zrozumieć i coś tym ludziom zaoferować – nie mówię tutaj o obietnicach wyborczych, tylko o dialogu i daniu poczucia sprawczości, wpływu na rzeczywistość, bycia słyszanym. Centralne media (tzw. główny ściek) tymi ludźmi gardzą i było to dobitnie widać w tych dniach – ale na tym polega prawdziwe przywództwo, że idzie się pod prąd. Obawiam się jednak, że ci pogardzani, ta milcząca większość nadal będzie niesłyszana. Ich problemem jest bowiem nie tylko to, że centralna klasa polityczna i główne media nimi faktycznie otwarcie gardzą, lecz także to, że na liderów tego ruchu mianują się (bo przecież nikt ich nie wybierał) dziwne indywidua. Ogłosiły one m.in. „deklarację” (z żądaniem m.in. rezygnacji z ustawy o mniejszościach narodowych i dymisji minister sprawiedliwości Eweliny Dobrowolskiej – za co?), pod którą większość uczestników wydarzenia by się nie podpisała. To wprost marzenie mediów i polityków – pozwala dalej gardzić normalnymi ludźmi, pokazując palcem na tych, którzy gadali ze sceny, a których też nikt do liderowania nie upoważniał.
Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 21(57) 22-28/05/2021