Kiedy przed czterdziestu prawie laty w Wilnie zaczęto budowę nowego gmachu, projektanci – bracia Nasvytisowie – nawet nie mogli wyobrazić, że będzie to (skoro chodzi o koszta) dosłownie złoty gmach.
Wówczas rozlokowała się tu Rada Najwyższa kraju. Z biegiem lat w rozszerzonych o kilka nowych budynkach – Sejm. I właśnie ta najważniejsza instytucja krajowa jest swoistym „smokiem” pochłaniającym milionowe środki związane z rokroczną renowacją gmachów sejmowych. Wraz z przyjściem kolejnego lata okazuje się, że remont jest potrzebny na gwałt.
Płyną więc szerokim strumieniem pieniądze.
Np. w 2009 roku rekonstrukcja historycznej sali – 11 Marca — kosztowała ponad milion euro, w 2011 – za 1,2 mln euro wyremontowano tylko jedno piętro. W tym roku remontowcy przenieśli się do podziemia, gdzie będą urządzone sale do super tajnych posiedzeń. Co będzie w następnym? Chyba bunkry zaczną wewnątrz budować, bo takie zwykłe remonty, od dawna porobione, ale posłowie widzą inaczej. Kiedy w 1980 r. pierwszy gmach był oddany do użytku były w nim okna z różowymi szkłami, więc wilnianie się nie dziwili, że pracujący tu naówczas deputowani otaczający świat widzą inaczej. Okna dawno i po kilka razy zmieniono, ale współcześni posłowie tak samo widzą i liczą inaczej niż szeregowi obywatele kraju, których reprezentują.