Litewskie ministerstwo ochrony zdrowia śmiało można przemianować na ministerstwo reform. Prawie każdy nowy minister, stając na czele resortu, ogłasza, że ministerstwo ochrony zdrowia pilnie wymaga uzdrowienia i zaczyna kolejną reformę. Obecny Aurelijus Veryga nie jest wyjątkiem. Jedna z przewodnich myśli jego reformy to koncentracja usług medycznych w dużych szpitalach. Szpitale rejonowe stopniowo będą zamieniane w placówki specjalizujące się nie tyle w leczeniu pacjentów, ile w świadczeniu usług, powiedzmy, podtrzymujących chore osoby. Pieniądze z rejonowych szpitali skierowane zostaną więc do dużych placówek.
W myśl reformatorów rejonowe szpitale nie są w stanie świadczyć usług lekarskich wysokiej kwalifikacji. Poza tym, co trzecie łóżko w szpitalach rejonowych jest puste. Z kolei duże, wysokiej klasy szpitale są przepełnione. Jednak organizacje zrzeszające pacjentów już żartują – jaka różnica, gdzie umrzeć – w szpitalu rejonowym, gdzie świadczy się usługi lekarskie nie najwyższej jakości, czy po drodze do dużego miasta, gdzie jest duża i dobra klinika. I ten żart niezupełnie jest żartem. Inicjatorom reformy trudno jest obalić tezę, że po jej wdrożeniu w dużych klinikach znacząco wydłużą się i tak gigantyczne kolejki.
Dylemat więc jest ogromny. Niebłagalna pozostaje statystyka. Szpitalnych łóżek posiadamy o 35 proc. więcej niż średnio w UE. Z kolei, długość życia na Litwie jest jedną z najkrótszych w Unii, a umieralność mieszkańców – jedna z najwyższych. System ochrony zdrowia wymaga więc pilnego leczenia.