„Pijar” – spolszczone słowo angielskiego określenia „Public relations (PR)”, w skrócie detalizującego kontakty z otoczeniem, a po ludzku – sztuczne formowanie w mediach wizerunku, czyli dobrej „twarzy” sprzedawcy.
Smutne, ale akurat przed Świętami, tuż po ogłoszeniu zaostrzonej kwarantanny, ten chwyt zastosował jeden z gigantów litewskiego handlu detalicznego.
W związku z zamknięciem placówek niespożywczych, których to „pod skrzydłami” każdego ze swoich największych sklepów ma bardzo wiele, ogłosił, że nastąpi połowiczna (!), półroczna „amnestia” z opłat wynajmu na sumę aż kilkuset tysięcy euro!
Skomentować to można trzema słowy – cynizm bez granic. Ale… słówko „pijarskie” się rzekło i kolorowana reklamowa wrona poleciała w świat, kracząc wszem i wobec, jakie serca wprost z piernika miodowego mają rodzimi (?) biznesmeni.
O co by ich nie pytać, na wszystko mają odpowiedź – musimy dbać o inwestycje. Czyli o co – o rozwój? Czego? Kolejnych maszynek do drukowania pieniędzy?
W czasach pandemicznego zagrożenia byli przywódcy kraju apelowali do szeregowych obywateli o pozostanie w domach, o spokój duchowy.
Zapomnieli o słowie przewodnim do kilku procent tegoż społeczeństwa: o poskromienie żądzy bogacenia się, podzielenie się chlebem z bliźnim swoim, wreszcie darowanie długów… choćby tych z wynajmu.