Kryzys w relacjach rządu z ośrodkiem prezydenckim pogłębia się. W ubiegłym tygodniu minister spraw zagranicznych Gabrielius Landsbergis oskarżył ośrodek prezydencki, że jego resort nie został poinformowany o rozmowie Angeli Merkel z Aleksandrem Łukaszenką.
Ośrodek prezydencki odrzucił zarzuty, oświadczając, że minister został poinformowany SMS-em. Landsbergis odparł, że żadnych SMS-ów ani od prezydenta, ani od jego doradców nie otrzymywał. Słowna przepychanka między tak ważnymi instytucjami państwa wygląda co najmniej dziwacznie i po dziecinnemu. Oczywiście wiadomo, o co chodzi. Konserwatyści chcą za wszelką cenę uniemożliwić prezydentowi reelekcję. Gitanas Nausėda natomiast próbuje znaleźć własne zaplecze polityczne. Na razie realizować własne cele bardziej udaje się konserwatystom. Prezydent z niewiadomych przyczyn pokłócił się praktycznie z całym mainstreamem politycznym, włączając główne media.
Czy strata wsparcia ze strony mainstreamu kompensują głosy antyszczepionkowców lub innych radykałów, z którymi próbuje kokietować ośrodek prezydencki, nie jestem pewien. Ci ludzi zazwyczaj są rozczarowani polityką i na wybory nie chodzą.