
Podróżując po Litwie przekonałam się, w jakim stopniu ludzie są zawiedzeni na sądach. Słyszałam ich słowa: „Są sądy, lecz nie ma sprawiedliwości”. I chociaż prezydent Dalia Grybauskaitė podczas swojej inauguracji wypowiedziała te słowa w innym kontekście, Alina O. (imiona i nazwiska bohaterów historii zostały zmienione) zna ich znaczenie nie z przemówień. Odczuła na sobie, gdy została potraktowana przez litewską Temidę jak, jeśli nie puste miejsce, to co najmniej dziecko drugiej kategorii. A w jej przypadku chodzi nie o grube miliony nawet, jakie podczas przemówienia miała na myśli prezydent Grybauskaitė, lecz o zwykłe alimenty — kilkaset litów miesięcznie należne od jej ojca Stanisława O. Ma on bowiem jeszcze syna Ernesta, ale z drugą kobietą i ze związku pozamałżeńskiego. Dlatego dziecko nosi nawet nie jego nazwisko, lecz ojczyma. Matka Ernesta K., Viktorija K., po latach ukrywania przed własnym mężem, że ma dziecko z kochankiem, wystąpiła na drogę sądową o ustalenie ojcostwa dziecka, a później, gdy sąd ustalił, że Stanisław O. jest biologicznym ojcem Ernesta K., również o przyznanie alimentów na rzecz dziecka oraz o odszkodowanie za okres od urodzenia dziecka do przyznania mu alimentów. Stanisław O. nie odmawia zresztą płacenia należności wobec nieślubnego dziecka, chce nawet zaopiekować się nim. Jak wyjaśnia, matka dziecka często przebywa za granicą pozostawiając Ernesta pod opieką swojej starszej córki oraz ojczyma, z którym rozwiodła się niebawem po urodzeniu dziecka, aczkolwiek do dziś żyją w nieoficjalnym związku.
— Jest to długa droga sądowa, przez którą jestem gotów przejść i zaopiekować się dzieckiem — mówi Stanisław O. Teraz jednak od lat obija progi sądów próbując odwołać się od decyzji 3 Sądu Dzielnicowego w Wilnie, który uznał, że jego dziecku ze związku pozamałżeńskiego należą się większe alimenty niż Alinie urodzonej w związku małżeńskim Stanisława z Renatą O., z którą rozwiódł się jeszcze w 2000 roku.
Co więcej, sąd nie tylko uznał, że synowi Stanisława należą się większe alimenty niż córce, lecz chce również odebrać matce Aliny samochód, który Stanisław O. przekazał byłej żonie w ramach pokrycia zwrotu pożyczki zaciągniętej od niej na zakup tego samochodu oraz jako rekompensata za niepłacone przez lata alimenty na rzecz córki.
— Jestem bezbronna, bo sąd uznał, że mojej córce należą się mniejsze alimenty, bo rzekomo opiekują się nią i matka i ojciec, toteż przyznane alimenty sąd traktuje jako dodatkowe środki na utrzymanie dziecka. Co więcej, chce też odebrać nam samochód, który otrzymałam od byłego męża z tytułu spłaty długu oraz zaległości za niepłacone przez lata alimenty dla mojej córki — wyjaśnia nam Renata O.
Stanisław O. przekonuje, że gotów jest płacić alimenty i na córkę, i na syna, ale oczekuje od sądu, że jego dzieci będą traktowane przez sąd jednakowo, a nie — jedno lepiej, a drugie gorzej.
— Nikt nie ma spokoju. Ta sprawa ciągnie się już kilka lat i nie wiadomo jeszcze, jak długo potrwa — mówi Stanisław O. Uważa bowiem, że prowadząca sprawę sędzina wyraźnie stoi po stronie powódki. Próbował zwrócić na to uwagę prezesa 3 Sądu Dzielnicowego w Wilnie Pawła Borkowskiego, ale w odpowiedzi usłyszał tylko tyle, że sędziowie są niezawiśli w podejmowaniu decyzji. Można mieć więc tylko nadzieję, że jeśli kiedyś zapadnie już ostateczna decyzja sądu w tej sprawie, obie strony będą miały poczucie spełnionej przez sąd sprawiedliwości.
Ciągnąca się od kilku lat sprawa sądowa wydawałoby się w błahej sprawie przyznania alimentów obrazuje bowiem nie tylko niewydolność wymiaru sprawiedliwości, ale też dwojakie poczucie sprawiedliwości. Bo, jak na razie, inaczej tę sprawiedliwość może odbierać Ernest, a zupełnie inaczej Alina — dzieci jednego ojca, przez Temidę traktowane jednak sprawiedliwie i bardziej sprawiedliwie.