Związki zawodowe mają dość hipokryzji władzy i zamierzają o tym głośno powiedzieć podczas zwoływanej na 19 marca o godzinie 12.00 manifestacji przed Sejmem.
Akcja protestacyjna nie powinna być zaskoczeniem dla władz kraju, gdyż była już planowana na 19 lutego, lecz została odwołana ze względu na żałobę narodową ogłoszoną po śmierci Justinasa Marcinkevičiusa. Toteż żądania związków zawodowych też nie są nowe dla władz krajowych.
Związkowcy postulują przede wszystkim o zwiększenie minimalnego wynagrodzenia z obecnych 800 litów do 1000.
— Gdyby, podobnie jak w innych krajach Unii, wynagrodzenie minimalne otrzymywałoby w kraju około kilku procent pracujących i dotyczyłoby to wyłącznie niewykwalifikowanej siły roboczej, to nie stawialibyśmy ostro kwestii zwiększenia minimalnej płacy. Należy jednak zauważyć, że na Litwie za minimum pracuje około 25 proc. zatrudnionych — wyjaśnia Artūras Černiauskas, prezes Konfederacji Związków Zawodowych. I dodaje, że dotyczy to około 300 tys. osób pracujących za minimum, ale też należy pamiętać o kolejnych 300 tys. bezrobotnych, o których trudno powiedzieć, że żyją, bo po prostu egzystują na co dzień borykając się z dylematem, czy mają zapłacić czynsz, czy kupić artykuły spożywcze.
Jego kolega, prezes Litewskiej Federacji Pracy, Vydas Puskepalis, zauważył z kolei, że na Łotwie, która przeżywa znacznie głębszą recesję niż Litwa, wynagrodzenie minimalne jest wyższe od litewskiego już o 76 litów, jednak rząd w Rydze zgodził się jeszcze zwiększyć wynagrodzenie minimalne, co zresztą bez zastrzeżeń zaakceptował również Międzynarodowy Fundusz Narodowy, dzięki którego wsparciu finansowemu Łotwa próbuje wydostać się z dołka kryzysowego.
Vydas Puskepalis zwrócił też uwagę na fakt, że wspólnie ze związkami pracowniczymi w akcji wezmą udział dziennikarze, którzy również domagają się zwiększenia płac.
Prezes Litewskiego Związku Dziennikarzy Dainius Radzevičius przyznał, że sytuacja w mediach, szczególnie drukowanych, jest tragiczna.
— Polityka fiskalna rządu prowadzi do zagłady prasy, szczególnie regionalnej, gdzie sytuacja w redakcjach jest tragiczna, gdyż wynagrodzenie dziennikarzy spadło o 50 proc., często do poziomu wynagrodzenia minimalnego — powiedział Dainius Radzevičius.
Podczas konferencji prasowej poruszono też sprawę bezpieczeństwa podczas akcji protestacyjnej, gdyż podobna akcja w styczniu 2009 roku zakończyła się zamieszkami ulicznymi i szturmem tłumu na Sejm. Przedstawiciele central związkowych zapewnili „Kurier”, że taka sytuacja nie powinna się powtórzyć, gdyż zarówno organizatorzy akcji, jak też służby porządkowe wyciągnęli wnioski z poprzedniej akcji i są lepiej przygotowani na różne prowokacje.