Więcej

    „Złoty” saksofonista Rafał: „Muzyka — to mój narkotyk”

    Czytaj również...

    Rafał po zdobyciu pierwszego miejsca na IX Międzynarodowym Konkursie „Premio Citta’ di Padova” Fot. archiwum

    — Utwory znałem jak pacierz. W pewnym momencie, kiedy grałem z akompaniamentem fortepianu, pianistka organizatorów pogubiła się w nutach i przestała grać. Myślałem — co robić?! Przerwać występ i zejść ze sceny, czy też dograć do końca? Zostałem  przeżyciami towarzyszącymi podczas występu na IX Międzynarodowym Konkursie „Premio Citta’ di Padova” we Włoszech dzieli się laureat Rafał Jackiewicz z Niemenczyna.

    IX Międzynarodowy Konkurs „Premio Citta’ di Padova” organizowany w dniach 27 czerwca-3 lipca przez Stowarzyszenie Młodzieży Muzycznej „AGIMUS” w Padwie, północno-wschodnim mieście włoskim, był najkrótszym, jednak najtrudniejszym egzaminem, na jaki siebie „skazał” Rafał Jackiewicz z podwileńskiego Niemenczyna, uczeń ostatniego roku Konserwatorium Wileńskiego im. Juozasa Tallata-Kelpšy.

    Sam zdecydował się na udział w konkursie, do którego szykował się codziennie, grając na saksofonie po kilka godzin. Samodzielnie też wybrał się do Włoch.

    Mimo „nogi” podstawionej niechcący przez organizatorów podczas występu, strumieni potu towarzyszącemu tremie, czy też luk w pamięci, dzisiaj chłopak jest pewny: „Warto było!”.

    — Był to trzeci w tym roku konkurs, w którym wziąłem udział. W republikańskim konkursie młodych wykonawców im. Juozapasa Pakalnisa w Kownie zająłem II miejsce. A propos, wówczas pierwszego miejsca nikt nie otrzymał.

    Zostałem też laureatem Międzynarodowego Konkursu Stanisława Moniuszki. A we Włoszech byłem lepszy nie tylko od przedstawicieli innych państw, ale też kontynentów. W swojej grupie wiekowej, która ze mną liczyła 24 osoby z całego niemal świata, byłem pierwszy! — z dumą opowiada nam Rafał.

    Jak zaznacza, teraz łatwo jest wymieniać konkursy, w których wziął udział i odniósł sukces. Ale jednocześnie pamięta, że zdobyte laury były wynikiem żmudnej i wyczerpującej pracy. Bo nie było tak łatwo, oj nie było…

    Od kilku lat saksofon stał się nierozłącznym przyjacielem młodego muzyka Fot. archiwum

    Rafał urodził się w „zwykłej”, czyli muzycznie raczej nieuzdolnionej rodzinie. Ojciec jest mechanikiem i pracuje w  warsztacie samochodowym. Mama — nauczycielka religii. A brat obecnie jest studentem ostatniego roku na Wileńskim Uniwersytecie Pedagogicznym. Zdaniem Rafała, muzyczne geny odziedziczył po dziadku, który samodzielnie nauczył się gry na skrzypcach i harmonii.

    — Po śmierci dziadka zadzwoniłem do babci i powiedziałem, że przychodzę po swój spadek, czyli po tę harmonię. Miałem wtedy 4 lata — śmieje się nasz rozmówca, opowiadając o początkach przyjaźni z muzyką.

    Po kilku latach zapisując się do szkoły muzycznej w Niemenczynie, nie było wątpliwości co do wyboru instrumentu. Rafał rozpoczął naukę gry na akordeonie. Jednocześnie uczył się w Gimnazjum im. Konstantego Parczewskiego w Niemenczynie. Po skończeniu szkoły muzycznej postanowił przejść do Konserwatorium Wileńskiego im. Juozasa Tallata-Kelpšy do klasy akordeonu.

    — Wtedy nie miałem wątpliwości. Chciałem robić to, co umiałem najlepiej i to, co lubiłem — dalej grać na akordeonie. Jednak dzięki nauczycielkom ze szkoły muzycznej zmieniłem zdanie. Przyznam, że musiały mnie długo namawiać, abym zmienił instrument. W szkole muzycznej dodatkowym instrumentem, na którym grałem, był saksofon, a więc nauczycielki wymieniając wszystkie „za” i „przeciw” namawiały, abym właśnie większą uwagę zwrócił na ten instrument. Po spotkaniu z lektorem Konserwatorium Gienadijem Afanasjewem, postanowiłem złożyć dokumenty i składać egzaminy wstępne do klasy saksofonu — tłumaczy młody muzyk.

    Chociaż w pierwszym dniu egzaminów Rafał wykazał się nie najlepiej — przyszedł na sprawdzian bez instrumentu — pozwolono mu przystąpić do egzaminów, które pomyślnie złożył. Dzisiaj już jest uczniem ostatniego roku Konserwatorium Wileńskiego im. Juozasa Tallata-Kelpšy.

    — Pierwszy semestr był tragiczny. Musiałam dorównać kolegom, którzy na saksofonie grali od ponad 7 lat. Bardzo dużo ćwiczyłem samodzielnie. Dzisiaj jestem wdzięczny swoim nauczycielom, którzy widząc moje luki w graniu, wymagali ode mnie jeszcze więcej niż od innych. A więc najpierw kolegów z klasy doganiałem, a później już byłem od nich lepszy — mówi Rafał.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo
    Po konkursie był czas też na relaks i zwiedzanie przepięknej Wenecji Fot. archiwum

    Słuchając o podróży do Włoch i występie na konkursie, po ciele aż przebiegają dreszcze.

    Młody muzyk, szperając po stronach internetowych, sam znalazł informacje o konkursie. Przyznał jednak, że bliscy musieli go trochę „popchnąć”. W końcu wysłał odpowiednie dokumenty, informację dotyczącą wybranych utworów, kupił bilet i… samodzielnie wyruszył do Włoch. Była to jego pierwsza tak daleka podróż, a do tego samolotem.

    — We Włoszech byłem dosłownie parę dni. Wenecję zwiedziłem dzień po występie. A ten pierwszy dzień był bardzo trudny fizycznie — same próby! Wystąpiłem późnym wieczorem — o 20. Było gorąco, strasznie gorąco. Mój występ trwał ponad 15 minut. Pierwszy utwór grałem solo, natomiast kolejne trzy — z akompaniamentem fortepianu. Nuty utworów wcześniej wysłałem dla organizatorów, którzy musieli zadbać o odpowiedni akompaniament — wyjaśnia nam rozmówca.
    Grając trzeci utwór, pianistka towarzysząca Rafałowi na fortepianie zaczęła gubić się w nutach. Po czym w ogóle przestała grać.

    — Myślałem, co robić?! Przerwać występ i zejść ze sceny, czy też dograć do końca? Zostałem. Strumienie potu spływały mi po czole i karku. Nieprzyzwyczajenie do upałów jak też oczywiście stres robiły swoje. Kiedy skończyłem grać ostatni utwór, jury klaskało na stojąco. Byłem wzruszony, jednak bez nadziei, że zajmę chociaż  trzecie miejsce — wspomina chłopak.

    Jeden z członków jury podszedł do Rafała i przeprosił za luki w organizacji, za „nogę” podstawioną niechcący przez pianistkę-akompaniatorkę. Powiedział też, aby obowiązkowo doczekał się wyników.

    WIĘCEJ NIŻEJ | Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    — Na scenę wnieśli dyplomy, medale i puchar. Wiedziałem, że z 24 uczestników zostanie wyróżnionych zaledwie trzech. Tradycyjnie zaczęto od miejsca trzeciego. Później drugie i wreszcie — pierwsze. Wymieniono moje imię… A co było dalej, to już nie pamiętam… — śmieje się zadowolony.

    Później były gratulacje i uściski dłoni, wręczenie dyplomu wraz z pucharem i medalem, zdjęcia pamiątkowe. Kiedy doszedł do siebie, pierwsze, co nasz laureat (jedyny uczestnik z Litwy) zrobił — zadzwonił do nauczyciela Gienadija Afanasjewa, któremu przecież tyle zawdzięcza. Podziękował za „agitację” kiedy przed kilkoma laty zmieniał kierunek nauki. Później oczywiście sukcesem podzielił się z rodzicami.

    Mimo „zdrady” — zmiany instrumentu — akordeon nie stoi w kącie i nie zbiera kurzu. Jak powiedział Rafał, podczas 2-letniego kierowania Niemenczyńską Kapelą Podwórkową działającą przy Muzeum Etnograficznym Wileńszczyzny z instrumentem tym nie rozstawał się ani na chwilę. Oprócz tego, na akordeonie obecnie gra w kapeli „Podwileńskiej”, z którą wydali pierwszą swoją płytę. Koncertował też z zespołem Romów „Sare Roma”. A w Konserwatorium Rafał wraz z przyjaciółmi założył „Wileński Big Band”. Obecnie jest opracowywany program, koncertować rozpoczną już od jesieni. Zapytany, jaka muzyka go inspiruje, odpowiada krótko: „Jakościowa”. A więc na co dzień nasz laureat włoskiego konkursu muzyki ma bardzo dużo. Czy nie za dużo?

    — Oczywiście, że czasami i tak się zdarza. Jednak muzyka to mój narkotyk, bez którego nie mogę przeżyć ani dnia — planując studia na Wileńskiej Akademii Muzycznej, dodaje Rafał.

    Reklama na podst. ust. użytkownika.; Dzięki reklamie czytasz nas za darmo

    Afisze

    Więcej od autora

    Podróż galopem przez Europę gimnazjalistów „Parczewskiego”

    Odpocząć w cieniu magicznego Drezna, zakochać się w pachnącym wiosną (...)

    Nielegalne papierosy nadal kuszą ludzi

    Chociaż na Litwie papierosów z przemytu pali się coraz mniej, jednak funkcjonariusze (...)

    Gimnazjaliści „Parczewskiego” podbili Strasburg!

    Na sali Parlamentu Europejskiego w Strasburgu Waldemar Tomaszewski siedzi (...)

    Do sklepu socjalnego z… czterema litami

    „Za symboliczne 4 lity nasi klienci mogą u nas kupić koszyczek artykułów spożywczych (...)