Gdybyśmy wszerz i wzdłuż przejechali latem Litwę, to ze świecą należałoby szukać krowy na polu. Jeśli ktoś trzyma krowę, to raczej na swój użytek, bo na sprzedaż się nie opłaca. Jeszcze do niedawna za litr mleka państwo płaciło gospodarzowi lita i 5 centów. Przed kilkoma miesiącami ceny spadły do 60 centów.
Takim spadkiem cen są zaniepokojeni nie tylko gospodarze, ale także Ministerstwo Rolnictwa, które zwróciło się o pomoc do Unii Europejskiej. Prosiliśmy 32 mln euro, niestety otrzymaliśmy tylko 14 mln euro. Ogólnie Litwa, Łotwa i Estonia otrzymały 28 mln euro. Niestety, tego stanowczo za mało. Oczywiście da się jakąś małą dziurkę załatać, ale i tak gospodarze nie wyjdą na swoje.
W tej chwili mleczny biznes leży na łopatkach i coraz więcej gospodarzy likwiduje mleczne krowy i oddaje na ubój, bo już nie mają z czego dokładać do tego biznesu, a państwo nadal umywa ręce. Totalny bałagan w tym sektorze gospodarki, bo hodowcom obniżono ceny, a w sklepach handlarze co rusz podnoszą ceny. Traci więc producent mleka, traci też konsument. Ci natomiast, co ręki do tego nie dołożyli — bogacą się. I w tym przypadku potrzebna interwencja ze strony państwa.