Więcej

    A gadaj żeż ty ciszej!

    Kto jeździ w Wilnie transportem publicznym, czyli autobusami i trolejbusami (a wkrótce podobno tramwajami, ba, nawet metrem!) ten na pewno zna zjawisko prowadzenia rozmów telefonicznych nie tyle na cały głos, ale prawie na całe gardło. A co czasami słychać nieomalże przez całą długość i szerokość pojazdu.
    O ile tym mniej słyszącym albo z zatkanymi słuchawkami uszami, nie za bardzo może to przeszkadzać, o tyle normalnym pasażerom z płatnymi biletami wstępu do transportu dla ludzi może kosztować w najlepszym przypadku kilka przystanków nerwów, a w najgorszym kurs od zajezdni na dworzec.
    „O co tobie, facecie, chodzi?” — powie czytelnik. A ja odpowiem, że chyba warto skorzystać z przykładu Polski, gdzie miasta idą na wojnę. Nie, nie z atakującą Ukrainę Rosją, ale z pasażerami za głośno rozmawiającymi przez komórki. Tam najbardziej krnąbrnych pasażerów kierowcy będą wyrzucać na zbity… chodnik.
    Podobno w Krakowie na ekranach tamtejszych autobusów i tramwajów już lecą spoty reklamowe jak np. „Nie chcę słyszeć, co będzie na obiad!”.
    Nam by też coś takiego przydało się, szczególnie uwzględniając ofertę operatorów komórkowych, że płacąc, ileś tam możesz gadać w nieskończoność: „A co u Zośki? Jeszcze nie urodziła?! Bo ja, jak byłam wtedy w ciąży…”.
    Jak mawiał legendarny dobry wojak Szwejk: „Rozmowa telefoniczna musi być krótka i jasna”. Jasne?!