Nie potrzeba wykształcenia matematycznego, by obliczyć, że 3,7 mln litów, czyli 1 mln 74 tys. euro, nie jest bagatelną sumą, skoro chodzi o tak zwane wydatki kieszonkowe. Co prawda, kieszonkowe nie byle kogo, a naszych wybrańców-posłów, którzy właśnie tyle wydali w roku ubiegłym z tej puli.
Co jest najsmutniejsze, suma ta była prawie o 200 tysięcy litów wyższa niż w roku 2013. Niektórzy politycy przydzielone na ten cel pieniądze wydali co do przysłowiowego cencika. Bo i po co oszczędzać, jeżeli nie jest to własny portfel, a podatników.
Największe sumy wydawano na utrzymanie samochodów. A jeżeli już o nie zahaczyliśmy, to najwięcej pieniędzy „pożarł” samochód posłanki Birutė Veisaitė ― 6,6 tys. euro. Do „przodującej trójki” dołączyć też należy posłów Siergieja Dmitrijewa oraz Gediminasa Jakavonisa.
Na utrzymanie samochodu nie skąpi i minister rolnictwa Virginija Baltraitienė, która na to wydała 5,5 tys euro.
Nie wszyscy są jednak tak rozrzutni. Są i oszczędni, co to wydali z puli kieszonkowych np. tylko 55 euro. Do nich należy Stasys Brundza. Poseł, mający najbogatszą kolekcję samochodów w naszym kraju, nie bawi się w wypożyczanie, naprawianie, dogląd. Z drugiej zaś strony został posłem dopiero latem roku ubiegłego. Może nie przejął jeszcze tych zwyczajów szastania pieniędzmi. Co prawda i tu są wyjątki. Czyli posłowie oszczędni. Do nich należy premier Algirdas Butkevičius ― 778 euro, Irena Degutienė ― 691 euro. A przecież tak jak i inni mieli 8,1 tys. euro kieszonkowych na rok.