Rada Sędziowska uznała w piątek, 24 kwietnia, że sędziowie (w tym sądów Konstytucyjnego, Najwyższego i Apelacyjnego), uczestniczący w bankiecie w jednej z koszedarskich restauracji, nie naruszyli etyki sędziowskiej. Nic nie byłoby w tym dziwnego, bo sędzia też człowiek i zjeść, zabawić się gdzieś musi. Decyzja zaskakuje jednak, bo sędziowie nie tylko nie zapłacili za ucztę, a balowali też w restauracji biznesmena, w którego sprawie byli wcześniej sędziami.
Rada uznała, że sędziowie mieli prawo nie wiedzieć, w czyjej restauracji bawią się, a za ucztę zapłacili. A że dopiero po wyniknięciu skandalu, to już chyba szczegół. Dla sędziów szczegółem chyba jest też fakt, że za urzędniczą ucztę zapłacono gotówką i w ratach.
W całej tej sprawie zaskakuje jednak nie sama decyzja sędziów, którzy w swoich sprawach lubią orzekać na swoją korzyść (przykład chociażby odsądzenia od państwa zmniejszonych sędziowskich wynagrodzeń), ale milczenie prezydent Dali Grybauskaitė, która sędziów mianuje. Chętnie i stanowczo dotąd prezydent potępiała jakiekolwiek przejawy nieroztropności etycznej urzędników. A w sprawie sędziów milczy. Jednak nie tylko słowa mają znaczenie. Milczenie również. To prezydenckie przypomina filmowe z „Milczenia owiec”. Tam główną bohaterkę dręczą koszmary senne, w których słyszy krzyk zarzynanych owiec. Dąży jednak ona do zapomnienia tego koszmaru, licząc, że wraz z zapomnieniem przestanie słyszeć zarzynanie stworzeń.