Pozwoliłam sobie na parafrazę znanego z dzieciństwa dla każdego bodajże z nas wiersza „Warzywa” Juliana Tuwima, które położone na stół kłócą się: „Kto z nich większy, a kto mniejszy”.
Zamieniłam na słowo: „ważniejszy”, ponieważ wygląda na to, że posłowie dobierając sobie niezliczoną liczbę zastępców, pomocników, z tym kojarzą swoje znaczenie w Sejmie.
Może, gdyby chodziło tylko o pychę — można byłoby to jeszcze zrozumieć.
Ale powód jest bardziej prozaiczny: bo z każdym dodatkowym stanowiskiem wiąże się dodatkowa (czytaj większa) opłata.
A co, mają oszczędzać? Wystarczy, że o tym stale mówią.
Posłużę się najświeższym przykładem.
W ubiegłym tygodniu dotąd „szeregowy bez dodatkowego portfela” poseł Stasys Brundza został wiceprzewodniczącym sejmowego Komitetu ds. Ochrony Środowiska Naturalnego. Czyli, co miesiąc otrzyma większą o 150 euro gażę — 2 675 euro.
Kiedy człowiek czyta, ile ich mają — wygląda na to, że posłowie sami nic nie umieją robić, skoro tylu dodatkowych pomocników potrzebują, czy tak właśnie swoje znaczenie podkreślają.
A oto „dwór” socjaldemokraty Gediminasa Kirkilasa, czyli pięciu jego zastępców: Linas Balsys, Povilas Gylis, Arminas Lydeka, Andrius Mazuronis oraz Emanuelis Zingeris. Plus pomocnicy, doradcy…
Nawet sam chyba czuje się nieswojo, skoro powiedział: „Jeżeli komuś brakuje stanowisk — to zawsze tym »kozłem ofiarnym« jest sejmowy Komitet ds. Europejskich. No, bo jakże poseł bez stanowiska…”.