Więcej

    Nie taki uchodźca straszny, jak go nasi malują

    No, wszyscy ci, co się tak panicznie boją fali nielegalnych emigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu, mogą spać (przynajmniej na razie) spokojnie.
    W Grecji przebywają wysłannicy z Litwy, którzy pojechali namawiać uchodźców do kraju nad Niemnem. Na starcie gotowi już są przyjąć jedną (uau!) rodzinę. Już urządzali casting kandydatów, których by wybrali (jak na rynku niewolników?!), a tu — jak u nas na Wileńszczyźnie mówią — „cygański pszyk”. Nikt nie chce jechać do biednej i zimnej przez pół roku Litwy.
    Tymczasem premier robi dobrą (a raczej głupią) minę do złej gry. Mówi, że uchodźcy nie chcą przyjeżdżać na Litwę, ponieważ… posiadają informację tylko o takich krajach, jak Niemcy, Włochy, Grecja, Austria lub Szwecja. Że trzeba ich poinformować i zmotywować. Ma nadzieję, że z czasem problem zostanie rozwiązany i część uchodźców dobrowolnie przyjedzie. A jak nie, to co — na siłę? W ciągu 2 lat mamy przyjąć 1 105 uchodźców z Syrii, Iraku i Erytrei. Oj, będzie roboty z tą motywacją…
    A przeciwnikom przyjęcia „gości” można by powiedzieć, że to może i szkoda, że nie chcą do nas.
    Gospodarka by poszła w górę. Unia dałaby pieniądze na aklimatyzację uchodźców. Wynajem mieszkań i domów poszedłby ostro w górę. Obroty w usługach też by skoczyły. Bo przecież do garnka coś trzeba włożyć, na kark założyć, brodę u fryzjera podprawić i jakieś cztery kółka zatankować. O, bym zapomniał! I poprawiłaby się nam demografia, a potem rynek pracy, bo nasi pierzchają tam, gdzie pieprz lepiej rośnie.