Gdy przed sześciu laty rząd konserwatystów i liberałów ujednolicał egzamin z litewskiego dla szkół mniejszości narodowych i litewskich, to tłumaczył, że „ujednolicony egzamin polepszy znajomość języka litewskiego wśród mniejszości narodowych”.
„To jest perfidne niszczenie szkół polskich. Egzamin zamknie drogę Polakom na wyższe uczelnie na Litwie” – alarmowali Polacy.
Dzisiaj, po upływie pięciu lat odkąd obowiązuje ustawa o ujednoliconym egzaminie, można ze stuprocentową pewnością i smutkiem stwierdzić, że mieliśmy rację. W tym roku reforma egzaminu uderzyła w szkoły mniejszości narodowych z całą siłą. Co piąty maturzysta ze szkół mniejszości narodowych nie zdał tego egzaminu. W rejonie solecznickim egzaminu nie złożył nawet co trzeci maturzysta.
Oczywiście będą apelacje, próby powtórnego złożenia egzaminu a nawet sądy i miejmy nadzieję, że być może części maturzystom uda się pokonać tę barierę i dostać się na studia na miejsca finansowane przez państwo. Ale musimy być świadomi, że wieść o katastrofalnych wynikach egzaminu rozniesie się po całej Wileńszczyźnie. I bardzo by się chciało pomylić, ale dla wielu rodziców przyszłych pierwszaków te wyniki staną się kluczowym kryterium podczas wyboru pomiędzy szkołą polską a litewską.
Jeśli w krótkim czasie nie uda się zatrzymać tę antypolską reformę, to nasze szkoły czeka smutny los. Szkoła polska jest rzeczą strategiczną, znacznie ważniejszą od pisowni nazwisk i tabliczek z nazwami ulic. Zniszczenie szkół będzie oznaczało, że Polacy na Wileńszczyźnie podzielą los rodaków w Kownie.
Oczywiście nieprawdą byłoby stwierdzenie, że w przeciągu tych sześciu lat nic nie robiono, aby obronić szkołę polską na Litwie. Były strajki, wiece, pikiety, negocjacje. Ale nawet wszystkie te wysiłki nie przełamały oporu litewskich władz. Dzisiaj potrzebujemy nowych pomysłów i jeszcze większej determinacji.