Więcej

    Mamie za pielgrzymkę do Gwiazdy Jezusa

    Kiedy przed rokiem mama dowiedziała się, że z Nowej Wilejki wyrusza pielgrzymka do Ziemi Świętej, to życzyła sobie, żebym razem pojechał. Początkowo opornie odmawiałem, bo duchowo nie czułem się godzien dostąpienia takiego szczęścia.

    Wreszcie argument bycia opiekunem oraz swoiste rozgrzeszenie, że to będzie awansem duchowym na dalszą część życia, zwyciężyły rozterki i wraz z mamą dołączyliśmy do pielgrzymki, którą poprowadził charyzmatyczny ks. Edward Kirstukas, proboszcz parafii Matki Bożej Królowej Pokoju w Nowej Wilejce. A który to przed powrotem do Wilna, powiedział, że przeżycie to będziemy powoli rozkładać z zobaczonych fragmentów w barwny kobierzec przywoływanych powoli wspomnień. I to nie od razu, ale tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu, a nawet w przeciągu roku. I było dokładnie tak jak powiedział. Kiedy będąc na kolejnym niedzielnym nabożeństwie w kazaniach słysząc Słowo Boże, to wyraźnie widziałem – jak w przypadku niewiernego Tomasza – te miejsca, gdzie się urodził, mieszkał, stąpał Jezus Chrystus – Galilea, Jordan, Jerozolima…

    W ciągu tygodnia pobytu na Ziemi Świętej, wrażenia i przeżycia zostały maksymalnie skondensowane do wielkości opłatka, a który to teraz powoli rozcieńcza się w obłok niewyobrażalnie pięknej pamiątki. Nie będę więcej opisywał geografii naszej podróży, bo bardziej fachowo (no bo!) zrobił to towarzyszący nam ks. Walenty Dulko, wikariusz w kościele Odnalezienie Krzyża Świętego w Wilnie (Kalwaria Wileńska), w serii artykułów w naszym dzienniku i internecie („Dotknąć miejsc po których stąpał nasz Zbawiciel Jezus Chrystus”).
    Dla mnie największym przeżyciem było Betlejem – miejsce narodzenia Jezusa Chrystusa. Kiedy razem z ogromną falą pielgrzymów z całego świata, przez ponad cztery godziny zataczaliśmy krąg w Bazylice Narodzenia Pańskiego, żeby wreszcie wąskim strumykiem wpłynąć do groty, w której narodził się Nasz Pan, przeżyliśmy chwile bólu, zadumy, ale i ogromnej radości. A kiedy już się stanęło na kolanach przed Gwiazdą Chrystusa, to aż strach było ucałować brzeżek tego miejsca, najważniejszego dla każdego katolika. Nie godzien jestem Panie, ale może kiedyś dostąpię szczęścia pojednania…