Wydaje się, że rządzący Litwą chcą naprawdę strzelić samobója przed zbliżającymi się wyborami. Nie da się inaczej określić forsowania nowych podatków, z których korzyść dla budżetu jest wątpliwa, a które najbardziej uderzą po kieszeni – jak zwykle tych, którzy i tak płacą najwięcej, czyli szarych obywateli. Mowa, rzecz jasna, o podatku od nieruchomości i samochodów.
Problemem systemu podatkowego Litwy nie jest to, że podatków jest zbyt mało (chociaż niektóre, jak opodatkowanie drących skórę z ludzi banków, są potrzebne – banki na Litwie mają najwyższe dochody w Unii Europejskiej) czy że są zbyt niskie (bo nie są), tylko to, że ten system jest dziurawy. Wiedzieliście, że by dawać mieszkanie pod wynajem w Wilnie, rocznie trzeba za „patent” zapłacić niecałe 700 euro? I można wówczas wynajmować jedno mieszkanie albo sto, za tą samą stawkę.
Jak ktoś jest biedny, to płaci wszystkie podatki, ale jak ktoś jest oligarchą, latyfundystą czy wielkim koncernem, to wyprowadza się do raju podatkowego, „optymalizuje” (czytaj – nie płaci) podatki czy oszukuje na podatku VAT. I to jest podstawowa przyczyna dziury w budżecie, której nie załata ani podatek od samochodów, ani opodatkowanie prywatnych mieszkań.
Żądajmy od rządzących załatania istniejących dziur podatkowych – dosyć nowych podatków!