Więcej

    Medycyna to nie biznes

    W 2006 r. przychodnia w Nowej Wilejce miała się stać pierwszą jaskółką zwiastującą wejście prywatnego kapitału do państwowych placówek medycznych w Wilnie. Ówczesne liberalne władze stolicy, wspierane przez jeszcze bardziej liberalnych ekspertów, przekonywały mieszkańców tej dzielnicy, że wejście prywatnego kapitału do ich przychodni spowoduje prawdziwy rozkwit usług medycznych.

    Obiecano remont budynku, zakup nowoczesnego sprzętu. Jak zapowiadały miejskie władze, w przychodni miały się pojawić nowe jakościowe usługi lekarskie, jakich dotychczas w Wilejce nie było. I oczywiście te wszystkie dobrodziejstwa miały być dla pacjentów zupełnie bezpłatne. Na czym polegałby więc ten biznes? Część pomieszczeń przychodni nowi gospodarze planowali przeznaczyć pod… usługi płatne. Mieszkańcy Nowej Wilejki się zbuntowali. Jak powiedziano podczas burzliwego spotkania z ówczesnym ministrem zdrowia Žilvinasem Padaigą: „Reforma jest robiona po to, żeby stopniowo bezpłatne usługi zostały z przechodni wypchnięte przez płatne. Biznesmeni inwestują pieniądze po to, żeby zarobić, i to zarobić na naszym zdrowiu”. Ludność Nowej Wilejki zagroziła, że jeśli władze przeforsują swój projekt, to zablokuje tory kolejowe. Przychodnia w Nowej Wilejce miała się stać projektem pilotażowym dla Wilna, a w przyszłości być może dla reszty kraju. Chętnych zrobić biznes na zdrowiu mieszkańców Litwy nie brakowało. Jednak sprzeciw mieszkańców Nowej Wilejki położył wówczas kres tym zakusom. W ciągu kilkunastu lat od tamtych wydarzeń litewska medycyna przeżyła jeszcze kilka prób komercjalizacji. Zresztą do dzisiaj prywatne placówki medyczne i związane z nimi lobby próbują co raz robić skok na kasę chorych. Najazdy biznesmenów w białych kitlach dzieją się równolegle z – jak to się dyplomatycznie nazywa – „optymalizacją” litewskiego systemu ochrony zdrowia. Ta polega generalnie na likwidacji mniejszych szpitali i przychodni. Jednak trzeba przyznać, że na szczęście większa część placówek medycznych na Litwie nadal pozostaje w rękach państwa. Na szczęście, bo możemy sobie tylko wyobrazić, co by się działo, gdybyśmy w okresie pandemii koronawirusa mieli chociażby częściowo sprywatyzowaną służbę zdrowia. Ile łóżek w szpitalach zostałoby po komercjalizacji i jaki rachunek zostałby wystawiony za leczenie chorych na covid-19…


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 17(45) 25/04 02/05-2020