O Litwie w unijnych sądach najwyższych jakby trochę przycichło. W ciągu ostatnich pięciu lat zapłaciła najmniejsze od początku dziejów tego precedensu odszkodowanie swoim obywatelom – 1 mln 305 tys. euro. No cóż, robi się błędy, to za błędy się i płaci.
Mówię tu oczywiście o sprawach globalnych (może wreszcie będzie koniec z tą hucpą z prawem do oryginalnego nazwiska?), a nie o szerokości więziennej pryczy czy głębokości wklęśnięcia łyżki.
W kolejce jednak czeka sprawa pogan z litewskiej „Romuvy”. Otóż, po oburzeniu, że rząd, a potem sądy, odrzucił ich postulaty, poszli ze skargą do króla europejskich sądów. W tej sytuacji jestem, jak w tym słynnym powiedzonku prezydenta Lecha Wałęsy: „Jestem za, a nawet przeciw”. Z jednej strony jestem za – kto chce, niech temu (czemuś) się kłania. Przynajmniej sprawdzimy statystykę obywateli prawdziwie chrześcijańskich do tych hołdującym nieochrzczonym czasom. Ba, nawet co poniektórzy posłowie, którym widocznie jeszcze wystaje słoma z butów, głośno deklarują sentyment do pogańskich bożków.
Jestem jednak zdecydowanie przeciw, by to odnowione bałwochwalstwo otrzymało finansowanie z naszych pieniędzy albo brak opodatkowania na różne tam potrzeby religijne.
Co, chciałoby się mieć polana na ogniska obrzędowe bez VAT?