Stany Zjednoczone Ameryki. Kraj, będący od wieków symbolem wielkich nadziei i wymarzonych dóbr, stał się też rozległą prerią do radosnego uganiania za swoimi bizonami dla miejscowych kowbojów z wybujałą wyobraźnią. „Number one United States of America” tak się zagalopował, iż można już się zakładać, że zostanie wyrzucony z siodła w pełnym obłędu pędzie.
Otóż niedawno Donald Trump na wiecu wyborczym w Północnej Karolinie buńczucznie oświadczył, że pod względem swojej popularności ustępuje tylko… Jezusowi!
Bogiem a prawdą przyznając jednak (resztki skromności to jednak jeszcze ma…), że Syn Boży „jest daleko w przodzie”.
Bąbelki amerykańskiej wody sodowej tak mocno uderzyły prezydentowi do głowy? No, ale jak się ma takie otoczenie „fanów”, to w Ameryce wszystko chyba jest możliwe…
W ubiegłym roku, podczas debaty przed głosowaniem w sprawie impeachmentu, jeden z członków Partii Republikańskiej żachnął się, że Trump „jest traktowany mniej sprawiedliwie niż Jezus przed ukrzyżowaniem”.
Złowroga pandemia zarazy koronawirusa, która już prawie od roku nęka cały świat, niczego co poniektórych nie nauczyła?
Pycha nadal jest fałszywym doradcą, o czym chyba grozi nam palec z góry: „Oj, doigrasz się Trumpie, doigrasz…”