Więcej

    Nie tracić czasu

    Nie umiem w żaden sposób pojąć fenomenu kultu celebrytyzmu uprawianego przez media. Nagłaśniania każdej wypowiedzi i czynności osób znanych tylko dlatego, że są znane. Tworzy się w ten sposób pewne bałwany, służące za „autorytety” doby bez autorytetów. Przykładem chyba najdobitniejszym jest osoba Billa Gatesa.

    Jednego z najbogatszych ludzi na Ziemi, owszem, który dzięki znajomościom i bezczelności doprowadził do zmonopolizowania rodzącego się rynku komputerowego i tą drogą się wzbogacił. Jego „zasługi” dla branży IT przeklina każdy informatyk – bo świat komputerów wyglądałby na pewno zupełnie inaczej, gdyby nie monopol Windowsa, a internet też byłby dziś zupełnie gdzie indziej, gdyby nie trwająca długi czas hegemonia Internet Explorera na rynku przeglądarek. Dziś ten człowiek bez skończonych studiów jest w mediach cytowany jako ekspert od zwalczania biedy, przeludnienia, medycyny, epidemiologii itd. Jego sprawa rozwodowa staje się najważniejszym newsem w mediach głównego ścieku.

    Jego złote myśli są rozprzestrzeniane po przestworzach internetu i innych mediów, na ich kanwie zaś tworzone są teorie spiskowe o szczepionkach, chipach, 5G i tajnych porozumieniach, wedle których Bill Gates ma dążyć do rządzenia światem. W istocie dąży, zgodnymi z prawem, ale niekoniecznie z przyzwoitością środkami, do pomnożenia swojego majątku i realizacji zachcianek nuworysza. Wypada jednak mieć za złe mediom, które z definicji dziennikarstwa powinny stać po stronie społeczeństwa, że te nuworyszowskie eskapady uskuteczniają swoją prymitywną pogonią za odwiedzalnością portali i oglądalnością – bo robią to kosztem wiarygodności i zaufania. A gdzie nie ma wiarygodności, rodzi się spiskologia, pojawiają się bałwany. Stąd to właśnie wielkie koncerny medialne ponoszą odpowiedzialność za wszystkie te historie o Billu Gatesie chcącym rządzić ludźmi zawartymi w szczepionkach chipami 5G. Gdyby traktowały tego człowieka jako po prostu znudzonego nuworysza, który wcale niekoniecznie musi mieć pojęcie o czymkolwiek, a nie cytowały każde jego głębokie przemyślenie (bo, po prawdzie, czym się one różnią od przemyśleń znudzonych lekarzy, sportowców czy handlarzy z bazarków? Tym tylko, że nie są tak zamożni?), odbyłoby się to z wielkim pożytkiem dla społeczeństwa, mediów, a i samego Billa Gatesa też.


    Artykuł opublikowany w wydaniu magazynowym “Kuriera Wileńskiego” nr 19(54) 08-14/05/2021