Przy okazji kolejnych wystąpień obrońców rodzin (jak pisałem wcześniej – słuszne intencje normalnych ludzi, katalizowane przez nieadekwatne środowisko) pojawiają się głosy, że tych wartości (rodzinnych, znaczy) przecież nie trzeba bronić, a i nikt nie prosi. Naprawdę nie trzeba?
Najświeższym przykładem jest tragedia, jaka się zdarzyła w Suderwie, gdzie po chrzcinach, na skutek nieszczęśliwego wypadku zginął noworodek. Ogromne nieszczęście, które dotknęło młodą, porządną rodzinę bez niczyjej winy, jest od kilku dni w nagłówkach mediów głównego ścieku, których mediaworkerzy nachodzą sąsiadów, księdza i instytucje, żeby wyciągnąć od nich sensację. Znaczy, takie wartości, jak prawo do prywatności, do żałoby czy spokoju w obliczu tragedii – nie są szanowane. Są to przecież niewątpliwie wartości również rodzinne. Nie trzeba ich w tej sytuacji bronić przed wszelkimi hienami? A przecież to nie jest jedyny przykład, kiedy zamiast współczucia — jest instrumentalne, mechaniczne wykorzystanie tematu dla krótkotrwałego zysku.
Przykładów zachowań, postaw i regularnej polityki, które są sprzeczne z dobrostanem rodziny jako podstawowej komórki społeczeństwa można przytoczyć mnóstwo. Hormonalna antykoncepcja dla dzieci, coraz głupsze i z nikim niekonsultowane kolejne reformy szkolnictwa, odbieranie dzieci – te i inne procedery są nie tylko antyspołeczne i antypaństwowe, ale też i antyrodzinne.