Jak co roku, w przeddzień 1 listopada, odwiedzam stary cmentarz Rakowicki w Krakowie. Obok wileńskiego cmentarza Na Rossie, Łyczakowskiego we Lwowie i Starych Powązek w Warszawie – cmentarz Rakowicki jest dla mnie jedną z najważniejszych nekropolii narodowych. Mam także powody osobiste, by tu zaglądać – grób dziadków zmarłych w latach 70. W 1946 r. dziadek Franciszek, nie chcąc żyć w ZSRS (mieszkał pod Grodnem), pozostawił ziemię, dom i gospodarstwo, zapakował rodzinę na wóz – i pojechał do najbliższej stacji kolejowej, by udać się na Ziemie Odzyskane.
Nigdy więcej już nie przekroczył granicy ZSRS, by odwiedzić krewnych oraz spojrzeć na swój majątek przyłączony do kołchozu. Dziadek Franciszek nienawidził komunizmu i wszystkiego, co się z nim wiązało. Po 1939 r. spędził nieco czasu w kopalni w Workucie, poznał więc komunizm na własnej skórze. Porozrzucało naszą rodzinę po całej Polsce, powojenna wędrówka ludów rozsiała mogiły po wielu cmentarzach.
Odwiedzanie mogił, dbanie o groby, palenie zniczy i składanie kwiatów są głęboko zakorzenione w polskich tradycjach.
Część krewnych (zwłaszcza ze strony babci Salomei Staniewskiej) pozostała poza nowymi granicami Polski, na Grodzieńszczyźnie. W Wielkich Ejsymontach (rejon brzostowicki w obwodzie grodzieńskim) na parafialnym cmentarzu leży mój pradziadek, Antoni Hlebowicz, z prababcią Anną z Cydzików. Udało mi się być na ich grobie kilka razy, zachowując łączność z przodkami na ziemi praojców. Odwiedzanie mogił, dbanie o groby antenatów, palenie zniczy i składanie kwiatów są głęboko zakorzenione w polskich tradycjach.
Chyba nigdzie na świecie nie zobaczymy takich tłumów przewijających się przez cmentarze, jak w Polsce, zwłaszcza 1 i 2 listopada (Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny). Na cmentarze ruszają wtedy całe pokolenia, do późnych godzin wieczornych bije łuna palących się zniczy, dla ludzi jest to moment do zadumy i refleksji. Świat pędzi coraz szybciej, społeczeństwo zabiegane, zapracowane, nie ma czasu na sprawy rodzinne.
W te dwa listopadowe dni czas jakby się zatrzymuje, co widać bardzo wyraźnie. Na cmentarzu Rakowickim, przy głównej kaplicy cmentarnej, postawiono pomnik (w formie krzyża trzymanego przez dłonie) poświęcony Ofiarom Komunizmu. Zaprojektował go i odlał artysta rzeźbiarz, prof. Stefan Dousa (twórca m.in. pomnika ks. Józefa Obrembskiego w Mejszagole). 1 i 2 listopada nie sposób do pomnika się zbliżyć – tysiące zapalonych zniczy okala szczelnie monument. Ludzie pamiętają.
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 46(132) 13-19/11/2021