Niejeden pewnie słyszał historie o tym, jak podający się za zwolenników ochrony przyrody aktywiści Greenpeace swoim statkiem (który, dodajmy, nie miał ekologicznego napędu) przeorali hektary bezcennych raf koralowych czy doprowadzili do zniszczenia, przez inwazyjne korniki drukarze, Puszczy Białowieskiej. Ale o systemowych implikacjach wadliwie pomyślanej ochrony środowiska się na Litwie nie mówi wcale, a trzeba.
Takim „ekologicznym” pomysłem było wprowadzenie nakazu dodawania do oleju napędowego dodatku olejów roślinnych. Skoro jest taki obowiązek, to producenci dodają. A tak się składa, że najtańsze oleje roślinne to oleje palmowe – te same, do hodowli których wycina się lasy tropikalne i niszczy siedliska orangutanów oraz innych rzadkich gatunków. Łącznie światowe hodowle palm olejowych zajmują powierzchnię prawie równą powierzchni Polski – i rosną. Co więcej – nie są to hodowle w Europie, która zmusza producentów do dodawania oleju do diesla, co oznacza, iż olej palmowy musi być do nas przywożony, co też spala kolejne tony paliwa. Ekologicznie, że ja Cię nie mogę.
O ekologiczności samochodów elektrycznych, których produkcja jest bardziej emisyjna, niż spalinowych, a prąd wytwarzany jest ze spalania tychże paliw kopalnych w elektrowniach – nie wspomnę. Ale słyszeliście o zezwoleniach emisyjnych, które powykupywali spekulanci – na skutek czego wzrosły ceny energii? Doprowadzą pewnie ponownie do grzania się przy ogniskach. To dopiero ekologia!