Zmusiłem się do oglądania tzw. parady zwycięstwa na pl. Czerwonym w Moskwie. Zobaczyłem minorowe twarze oficjeli i zajadłe oblicze pierwszego światowego przestępcy – Władimira Władimirowicza Putina. Żadnych delegacji zagranicznych, żadnych oficjalnych pozdrowień ze świata. W swoim wystąpieniu Putin nie powiedział właściwie nic nowego.
Komentator co raz uświadamiał widzów: „ten wóz pancerny nie ma analogów w świecie”, „a te rakiety przebiją się przez najlepsze systemy antyrakietowe”. Jak zwykle, wszystko najlepsze na świecie, wprost niezwyciężone.
Stara katarynka szeptała o banderowcach, którzy chcieli (z pomocą Zachodu) uderzyć na Rosję. Po prostu… Rosja wyprzedziła ten atak. To się nazywa prewencja! Putin użalał się nad weteranami z USA, którym rząd amerykański wprost zakazał wyjazdu do Rosji na uroczystości 9 maja. A oni ponoć tak chcieli jechać, uczestniczyć, a zapewne i chwalić Putina. Mówił kłamczuch o „historycznych terytoriach rosyjskich”, Donbasie i Krymie. Zapomniał dodać, iż zanim Rosja Krym odebrała Tatarom krymskim, tenże był rozwiniętym niepodległym państwem ze swoim władcą, wojskiem i miał kontakty dyplomatyczne z wieloma krajami.
Putin i Szojgu nie mieli radosnych uśmiechów na twarzach. Pewnie marzyli o paradzie zwycięstwa w dniu 9 maja nie w Moskwie, ale w Kijowie, na centralnym Chreszczatyku. Cóż, nie udało się. Po ględzeniu „cara” Rosji na plac wjechały pojazdy wojskowe. Komentator co raz uświadamiał widzów: „ten wóz pancerny nie ma analogów w świecie”, „a te rakiety przebiją się przez najlepsze systemy antyrakietowe”. Jak zwykle, wszystko najlepsze na świecie, wprost niezwyciężone.
Kłóciło się to z rzeczywistością wojenną na Ukrainie: rosyjskie czołgi, okręty, wozy bojowe, samoloty i helikoptery płoną jak pochodnie. Wojenny duch rosyjskich zbrodniarzy na bardzo niskim poziomie, rakiety nowszych generacji są na wyczerpaniu i rosyjskie dowództwo zdecydowało się na wykorzystanie zapasów z okresu ZSRS.
Lecą więc rakiety przestarzałe, niecelne, o małej skuteczności. Po oblaniu czerwoną farbą ambasadora Rosji w Polsce, Andriejewa (który usiłował złożyć kwiaty w mauzoleum żołnierzy sowieckich w Warszawie), wybuchła prawdziwa burza dyplomatyczna. Rzeczniczka MSZ, Zacharowa (znana skądinąd z uzależnienia od mocnych trunków), zarzuciła Polsce i Zachodowi poparcie dla nazizmu, mówiąc: „wielbiciele neonazizmu po raz kolejny odsłonili twarze”.
Czy ta kobieta nie rozumie, że tylko przez dwa miesiące wojny na Ukrainie Rosja wykreowała za granicą więcej rusofobii niż wszyscy przeciwnicy ZSRS i Rosji razem wzięci w ciągu ostatnich 70 lat?
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” nr 19 (56) 14-20/05/2022