Więcej

    Elektryczne boogie-woogie

    Loteria to taki rodzaj zabawy, w której – w litewskich warunkach – 200 tys. ludzi kupuje los, a jeden człowiek wygrywa. Chętnych, mimo szans łatwych do wyrażenia w liczbach, nie brakuje. Można tu mówić o pewnej naiwności; aczkolwiek trafiają się przecież wygrani, zaś nad uczciwością procesu losowania czuwa państwo.

    Przynajmniej w teorii. Praktyka, cóż. Mamy firmę, która nazywa się jak loteria. Wśród jej akcjonariuszy jest zawodowy gracz w pokera i nazwiska, na których widok człowiek śledzący litewską gospodarkę pod nosem mówi: „I znowu wy”. Firma ta ma pięciu pracowników i średnie wynagrodzenie rzędu 5 tys. euro. Wymienione okoliczności – każda z osobna – mogą budzić podejrzenia. Na ich połączenie w jednym miejscu w umyśle uważnego obserwatora powinna się zapalać lampka ostrzegawcza, że może to wszystko pachnąć aferą. Mimo to blisko 200 tys. ludzi powierza takiej firmie swój dobrobyt, wierząc, że będzie im uczciwie i po umówionej taryfie dostarczała newralgiczny surowiec.

    Czy można powiedzieć, że ci ludzie się naiwni lub głupi? Nie można. Klienci mają prawo zaufać takiej firmie, gdyż ufają swojemu państwu – które uruchomiło cały proces „liberalizacji” rynku energii elektrycznej i dopuściło do udziału w nim określone firmy.

    Obywatel ma prawo oczekiwać, że instytucje państwowe i urzędnicy wykonują swoje obowiązki i dopuszczają do rynku (przypominam – chodzi tu o surowiec szczególnie wysokiego znaczenia!) tylko takie podmioty, które są poważne, odpowiedzialne i spełniają kryteria uczciwości, nawet jeśli dla obywatela mogą się na pierwszy rzut oka wydawać podejrzane. Czy jednak nie stało się tak, że „liberalizacja” oznacza po prostu umycie rąk przez urzędników i – jak to zwykle bywa w demokracji liberalnej – że zyski zostaną sprywatyzowane, a koszty przerzucone na obywateli?

    Brak odpowiedzialności instytucji państwowych i urzędników (czy ktokolwiek odpowiedział za samowolę polegającą na wpisaniu do ministerialnego rozporządzenia likwidacji zielonych strzałek na regulacji świetlnej i obłudnym przykrywaniu tej samowoli twierdzeniem: „to unijna dyrektywa”?) jest nie tylko korupcjogenny i szkodliwy społecznie. Jest także zagrożeniem dla państwa i fizycznego bezpieczeństwa jego obywateli, którzy – rozczarowani kolejnymi optymalizacjami i liberalizacjami – nie będą chcieli mieć ze swoim państwem nic wspólnego.


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 32 (94) 13-19/08/2022