Więcej

    Litewskie odchodzenie z „russkiego miru”

    W ciągu roku od jawnej agresji państwa rosyjskiego przeciw Ukrainie także na Litwie wyciągnięto dużo wniosków, chociaż nie jest z tym lekko. Bardzo dobrym wnioskiem i kierunkiem jest pomysł, żeby w litewskich szkołach średnich jako drugiego języka obcego nauczać zamiast rosyjskiego – języka polskiego.

    Co prawda pojawiło się wielu krytykujących ten pomysł – paradoksalnie jednym głosem w obronie publicznej rosyjskojęzyczności pieją zarówno antypolscy szowiniści, jak i część naszych rodaków wychowanych przez komunę do pogardy dla własnej kultury i godności ludzkiej. Jednak oprócz tak doskonałych pomysłów – podniesienie statusu języka polskiego i zarazem stworzenie nowych miejsc pracy dla absolwentów studiów polonistycznych jest bowiem pomysłem doskonałym – wychodzenie Litwy z „russkiego miru” idzie ciężko. Jako przykłady patologii najświeższych można wymienić choćby urzędników oświatowych kierujących ochoczo dzieci ukraińskich uchodźców do szkół rosyjskojęzycznych. Trzeba mówić głośno o tym, jak Fundusz Wspierania Prasy, Radia i Telewizji rozdaje pieniądze podatników na promowanie rosyjskojęzyczności w mediach; zaprawdę, trudno chyba obecnie o bardziej zasłużonych promotorów języka rosyjskiego na Litwie niż Gintaras Songaila i Vaiva Radišauskaitė-Žukienė.

    Nie sposób nie wspomnieć o obłudnym przemianowaniu teatru na Pohulance na Teatr Stary – z pozostawieniem tam wszystkich kadr i repertuaru. Skoro przy teatrze jesteśmy, to trzeba wspomnieć też o absolutnej hańbie, jaką okrywają swoją profesję nauczyciele polskich (!) szkół ściągający oddane sobie pod opiekę i kształtowanie polskiej tożsamości dzieci na przedstawienia wyżej wymienionego „rusdramu”, a nie na przedstawienia polskich teatrów. I niech milczy, kto by chciał coś gadać, że polski teatr „nieatrakcyjny” czy tam „niedostępny” – bo oznacza to, że go nigdy nie widział i zobaczyć nie próbował.

    W „russkim mirze” trzymają nas różne sektorowe układy, z którymi państwo nic nie robi: dbające o to, by Wilno zostało odizolowane w razie jakiegokolwiek nieszczęścia przez mafie drogowe i kolejowe; dbający o trzymanie ludzi w ubóstwie oligopol bankowy, który na naszej krwi nażył się w kryzysowym roku połowy miliarda euro zysku; służalcze wobec deweloperów samorządy, które miały przed nimi bronić mieszkańców. I przede wszystkim – własna uporczywa bezradność, którą tłumaczymy, że tak być musi i nic się nie zmieni.


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 9(26) 04-10/03/2023