Więcej

    Kto zamordował ks. Blachnickiego?

    Jeszcze niedawno na każdego, kto twierdził, że ks. Franciszek Blachnicki został zamordowany przez PRL-owską Służbę Bezpieczeństwa, patrzono z przymrużeniem oka jak na wariata.

    – Jak to? – pytano. – Przecież w 1987 r. trwała już pieriestrojka, system komunistyczny chwiał się w posadach, na horyzoncie szykowały się zmiany, więc dlaczego SB miałaby mordować kapłana, który na dodatek od kilku lat przebywał na emigracji i nie miał bezpośredniego wpływu na wydarzenia w kraju? Ci, którzy tak mówili, wydawali się nie pamiętać, że jeszcze w 1989 r. bezpieka w tajemniczych okolicznościach potrafiła zamordować trzech polskich kapłanów: Stefana Niedzielaka, Stanisława Suchowolca i Sylwestra Zycha. Ks. Franciszek Blachnicki był dla systemu niezwykle niebezpieczny. Cieszył się nieposzlakowanym autorytetem z powodu swego życiorysu. W 1940 r. na skutek działalności konspiracyjnej trafił do niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz, a następnie został skazany na śmierć przez ścięcie gilotyną.

    Pięć miesięcy przesiedział w celi, oczekując na wykonanie wyroku. To właśnie wówczas przeżył głębokie nawrócenie. Niespodziewanie ułaskawiono go i resztę wojny spędził w kolejnych niemieckich obozach i więzieniach. W 1945 r. wstąpił do seminarium, a pięć lat później został księdzem. Z powodu swojej działalności duszpasterskiej został aresztowany i skazany przez komunistów na karę więzienia. Przez cztery miesiące siedział w tym samym areszcie, w którym w czasie okupacji oczekiwał na egzekucję. W 1963 r. założył Ruch Światło-Życie, znany jako ruch oazowy, który rozprzestrzenił się błyskawicznie na cały kraj.

    Stan wojenny w 1981 r. zastał go w Rzymie. Nie mógł wrócić do Polski, ponieważ był ścigany listem gończym, więc osiadł w Carlsbergu w Niemczech Zachodnich, gdzie założył Chrześcijańską Służbę Wyzwolenia Narodów – organizację mającą na celu wspieranie narodów Europy Środkowej w ich walce o wyzwolenie się spod komunizmu. Kapłan zmarł niespodziewanie w 1987 r. Dziś wiemy, że SB zainstalowała u jego boku dwójkę bezwzględnych agentów – małżeństwo Jolantę i Andrzeja Gontarczyków, którzy wkradli się w łaski księdza, stając się jego bliskimi współpracownikami, a w rzeczywistości donosząc na niego. W pewnym momencie kapłan otrzymał dowody ich współpracy z SB. Odbył z nimi burzliwą rozmowę, a wkrótce po niej umarł. Dziś wiadomo, że został otruty. Warto więc po latach zainteresować się wspomnianą parą agentów.


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 12(35) 25-31/03/2023