Więcej

    Dysonans

    Szczyt NATO za nami. Podjęte na nim decyzje zmieniają architekturę bezpieczeństwa naszego regionu, zaś samo przedsięwzięcie, jako chyba najpoważniejsze międzynarodowe wydarzenie w najnowszych dziejach Wilna, niewątpliwie przyczynia się do spełnienia przepowiedni o żelaznym wilku ze snu Giedymina – o donośnej sławie miasta.

    Ale czy sami jesteśmy zdolni do uchwycenia tej powagi i doniosłości chwili? Niemało krytyki spadło na pomysłodawców koszulek rozdawanych wszystkim akredytowanym na szczyt NATO dziennikarzom. Napis w języku angielskim: „Nie wiedziałem, gdzie jest Wilno, ale na szczęście był tam szczyt NATO”, może i pasowałby na festiwal muzyczny 20 lat temu, ale trzeba wiedzieć, kiedy się szanować. Jest miejsce na autoironię, nawet głupkowatą, taką w stylu: „Ha, ha, jesteśmy zadupiem, ale umiemy się z tego śmiać”. Ale powinno być też miejsce na powagę tam, gdzie jest wymagana, a dojrzałość polega na zdolności ich rozróżniania. I to ten brak dojrzałości jest tutaj demonstrowany. W przeddzień szczytu Sojuszu Północnoatlantyckiego otwarta została wystawa poświęcona rosyjskim zbrodniom wojennym na Ukrainie. Wystawa wstrząsająca, a dodatkowo jej przekaz wzmacniać miało miejsce: wybudowane w środku Wilna przez rosyjskich okupantów więzienie na Łukiszkach.

    Nikt nie szanuje kogoś, kto wyśmiewa swoją stolicę, śmieszkuje z martyrologii i w głowie mu tylko błaznowanie.

    Miało, ale obecnie więzienie jest decyzją władz miasta przerobione na imprezownię, więc po jego korytarzach obok otwieranej wystawy chodziła wycieczka zbrojna w kubeczki z napojami, zaś przy wejściu stoją dwumetrowe gipsowe posągi przedstawiające podstarzałych mężczyzn z obnażonymi narządami płciowymi. Ten dysonans, jakiego doznali odwiedzający Wilno, nie jest wcale dobrym piarem. Odwrotnie. Jest to tworzenie wizerunku miasta i kraju, w którym nic nie jest traktowane poważnie. Dystans do siebie jest rzeczą szalenie ważną. Nikt nie lubi nadętego, zakochanego jedynie w sobie bufona, który nie umie zażartować. Ale też nikt nie szanuje kogoś, kto wobec obcych wyśmiewa swoją stolicę, śmieszkuje z martyrologii swojego kraju i na moment nawet nie potrafi się wznieść ponad błaznowanie. To bowiem oznacza to, że z takim kimś nie da się zrobić nic poważnego: ani pracować, ani budować wspólnej architektury bezpieczeństwa. I nie, nie stanowi o byciu „dobrym piarem” tylko to, że o czymś się mówi. Czas i z tego zabobonu wyrosnąć. Zarówno żart, jak i państwo mają to do siebie, że wymagają poważnego podejścia.


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 28 (81) 15-21/07/2023