Więcej

    Pokaz antydyplomacji

    Zdumiał mnie ogromnie dwugłos polsko-ukraiński w ostatnich tygodniach. Niepotrzebne słowa z jednej i z drugiej strony. Prezydenci naszych krajów, premierzy i ministrowie „dali czadu”. Wiadomo, że po takich wystąpieniach ochłodzą się stosunki Warszawy z Kijowem, a ich ponowne ocieplenie może potrwać dość długo.Kreml jest szczęśliwy, a zdziwiłbym się, gdyby Berlin z tego powodu ronił łzy.

    Zaskoczyło mnie wystąpienie Wołodymyra Zełeńskiego na forum ONZ i krytyka polskich władz. Prezydent Ukrainy musi przecież wiedzieć, iż w Polsce trwa w najlepsze kampania wyborcza, a co za tym idzie – istnieją sprawy, które pod jej wpływem nie mogą być postawione inaczej. Głównie chodzi o „spór zbożowy”, a więc odmowę przez Polskę zakupu pewnej partii ziarna ukraińskiego.

    Jeśli popatrzymy na to wszystko w sposób logiczny, Polska nie wycofała się z programu tranzytowego. Nawet w okresie embarga przez nasz kraj przejeżdżało coraz więcej ukraińskiej pszenicy, kukurydzy, rzepaku. Każdy zakup ukraińskich płodów rolnych dokonany przez polski rząd byłby postrzegany w środowiskach rolniczych (i opozycyjnych) bardzo negatywnie. Mieliśmy już tego próbkę przed wprowadzeniem embarga na ukraińskie produkty rolne: blokady rolnicze tras kolejowych i drogowych, przez które przejeżdżały wagony i tiry ze zbożem. Dziwnym trafem sporo pszenicy – zamiast jechać do portów morskich lub dalej do UE – zostało po drodze rozsprzedane w Polsce, co doprowadziło do gwałtownego spadku cen zbóż. Czyż można dziwić się naszym producentom rolnym, że byli z tego powodu skrajnie niezadowoleni?

    Zamiast więc rozniecać ostre spory i dawać pokazy antydyplomacji, można było te problemy załatwić w zaciszu gabinetów, bez postronnych widzów żądnych sensacji. Wielka szkoda, że w chwili, gdy Ukraina znajduje się w sytuacji nie do pozazdroszczenia, politycy obu krajów zajmują się szermierką słowną na oczach całego świata. Jest rzeczą jasną, iż Ukraina potrzebuje na swoje potrzeby każdego dostępnego euro. Wojna zredukowała produkcję do minimum, a przecież ludziom należy wypłacać comiesięczne pensje, emerytury, renty, środki socjalne. Trzeba remontować zniszczone przez rosyjskich zbrodniarzy domy, ulice, leczyć chorych ludzi, uczyć dzieci i młodzież w szkołach. Jednak takie sposoby załatwiania spraw nie są właściwe. Z tego, co wiem, zdziwieni zaistniałą sytuacją są szarzy zjadacze chleba po obu stronach granicy.  


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 40 (116) 07-13/10/2023