21 stycznia niemal całkowicie niezauważona przeszła 100. rocznica śmierci Włodzimierza Lenina. Jego pompatyczny pogrzeb w 1924 r. stał się początkiem kultu jednego z największych zbrodniarzy w historii. Truchło przeżartego syfilisem ludobójcy zostało zmumifikowane na podobieństwo ciał egipskich faraonów i wystawione na widok publiczny w mauzoleum przypominającym babilońskie zigguraty.
Wodzowi rewolucji bolszewickiej oddawano cześć niczym jakiemuś pogańskiemu bóstwu, wychwalając jego nieśmiertelność zaklętą w zawołaniu: „Lenin wiecznie żywy”. Po upadku systemu pojawiło się pytanie, co robić dalej z odrażającą mumią.
W 1993 r. mer Moskwy Jurij Łużkow zaproponował, by usunąć zwłoki towarzysza Uljanowa, a wraz z nim szczątki ponad 400 komunistycznych idoli spoczywających w murach Kremla. Ówczesny prezydent autonomicznej republiki Kałmucji, Kirsam Ilumżynow, powołując się na kałmuckie pochodzenie Lenina, zadeklarował, iż chętnie przyjmie w stolicy swego kraju, Eliście, moskiewskie mauzoleum wraz z relikwiami najsłynniejszego rodaka. Oferta spotkała się jednak z odmową Borysa Jelcyna.
W ciągu następnych lat mumię postulowało pochować w ziemi wiele osobistości reprezentujących rozmaite środowiska, w tym tak różni ludzie, jak m.in.: Waleria Nowodworska, Ałła Pugaczowa, Władimir Żyrinowski, Ramzan Kadyrow czy Borys Niemcow. Ten ostatni proponował nawet zamienienie mauzoleum bolszewickiego wodza w placówkę upamiętniającą ofiary komunizmu. Nikt nie odważył się jednak tknąć zabalsamowanego potwora. Nie zrobił tego nawet Władimir Putin, który ma do Lenina stosunek ambiwalentny. Dla obecnego włodarza Kremla najważniejsza jest – jak sam podkreśla – potęga państwa rosyjskiego. Z tego punktu widzenia Władimir Iljicz był szkodnikiem, ponieważ doprowadził do rozbicia i osłabienia imperium. Jako agent niemieckiego wywiadu wywołał rewolucję październikową, którą można uznać za wzór dla wszystkich późniejszych „kolorowych rewolucji”, finansowanych przez Zachód i dążących do ograniczenia wpływów Moskwy.
Na tym tle Stalin jawi się jako wielki mąż stanu, który wydobył Rosję z chaosu i uczynił na powrót światowym mocarstwem. Putin zapewne chętnie pozbyłby się Lenina, ale nie może, ponieważ po 2014 r. Ukraińcy zaczęli masowo usuwać pomniki bolszewickiego wodza jako symbole rusyfikacji. W tej sytuacji Kreml musi go bronić, choć nie chce go też za bardzo upamiętniać.
Czytaj więcej: Lenin – nie, Stalin – tak
Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 05 (14) 03-09/02/2024