Więcej

    Koniec pewnego pontyfikatu

    Śmierć Ojca Świętego Franciszka nie tylko opustoszyła tron w Watykanie, lecz także kazała pochylić się nad jego pontyfikatem. W dobie sideł mediów społecznościowych robić to mogą publicznie – i robią – prawie wszyscy. Jedni go opłakują jako największego z ziemskich namiestników Chrystusa, inni mieszają z błotem jako komunistę, heretyka czy rosyjskiego agenta. I o ile na dogłębne analizy i podsumowania przyjdzie czas, a ocena historyczna tego pontyfikatu może zająć stulecia – mimo iż nie podnosi mi się ręka do mówienia o Franciszku jako Wielkim – o tyle uważam, że z całą pewnością był postacią dla Kościoła ważną, być może przełomową. 

    Pierwszy od 1300 lat papież spoza Europy budził wiele emocji i kontrowersji, chyba ze wszystkich stron. Wielokrotnie jako Franciszek stawał na wysokości zadania niesienia Słowa Bożego i zwłaszcza przesłania Bożego Miłosierdzia, co miało wyraz także w postaci i podczas wizyty na Litwie. Jego wizyty w Mongolii i Kazachstanie – krajach, w których katolicy stanowią mniej niż jeden procent ludności – miały olbrzymie znaczenie i historyczną wagę. Był pierwszym papieżem, który tyle uwagi poświęcił zmianom klimatu – których negatywne skutki dotykają i dotykać najdotkliwiej będą przede wszystkim Amerykę Łacińską i Afrykę. Starał się czynić Kościół mniej europocentrycznym i jeszcze bardziej powszechnym, ogólnoświatowym. 

    Z drugiej strony nie zawsze umiał wspiąć się do roli przywódcy Kościoła powszechnego i często pozostawał Jorgem Bergoglią – zaczytanym w komunistycznej propagandzie peronistą, sympatyzującym i przyjaźniącym się z dyktatorami i ludobójcami, wyznającym niezdolność do grzechu „świętej Rosji” i nieumiejącym potępić ani nawet nazwać po imieniu jej zbrodni. Nie umiał wyzwolić się z południowoamerykańskich zabobonów antyzachodniości i antykapitalizmu. Zapominał o głoszonym przez siebie Bożym Miłosierdziu i potrzebie wsłuchania się w bliźniego, kiedy przychodziło do brutalnego ingerowania w sprawy Zakonu Maltańskiego czy traktowania katolików przywiązanych do tradycyjnej liturgii. 

    Ostatecznie jednak uwierał wszystkich – dla tradycjonalistów zbyt postępowy, dla liberałów wciąż katolicki, dla możnych tego świata jednak niezależny. Pod względem tego uwierania – z całą pewnością następca Świętego Piotra. Jakkolwiek byśmy go oceniali – jak każdy zmarły, zasługuje na modlitwę. 

    Czytaj więcej: Zmarł papież Franciszek. Był w czasie rekonwalescencji po zapaleniu płuc


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 17 (47) 26/04-02/05/2025