Więcej

    Patologia centralizacji: śmieci

    O tym, że nasz kraj jest scentralizowany w sposób patologiczny, przekonujemy się przy wielu okazjach. Po raz kolejny – na okoliczność pożaru zakładu przetwórstwa odpadów w wileńskich Garunach. Powstało nawet ryzyko, że w związku z jego uszkodzeniem miastu grozi zalanie niewywożonymi śmieciami.

    Patologii jest tu mnóstwo. Od czego zaczniemy? Jeden centralny zakład recyklingu, do którego się zwozi odpady nie tylko z Wilna, ale z całego okręgu wileńskiego? Umiejscowienie takiego zakładu wewnątrz największego miasta w kraju? Lokalizacja przy najważniejszym węźle komunikacji lądowej wspomnianego okręgu? I w tym wszystkim się dziwimy, że coś nie tylko mogło pójść nie tak – ale rzeczywiście poszło nie tak?!

    Widziałem w innych miastach, jak śmieci są wywożone dwa razy dziennie: z małych kontenerów (dzięki temu nie ma zagrożenia sanitarnego, wynikającego z tego, że duża ilość śmieci długo się kisi w dużym kontenerze koło budynku mieszkalnego) przez małe pojazdy (do których prowadzenia nie trzeba specjalnych uprawnień, wystarczy zwykłe prawo jazdy kategorii B). Wszystko jest maksymalnie proste, bez wielkich, specjalistycznych śmieciarek i bez wielkich, kosztujących tysiące euro worów do wyściełania kosztujących kolejne tysiące podziemnych bunkrów na odpady. I te małe pojazdy woziły zebrane odpady do małych zakładów poza miastem. Jakie są tego zalety? Gdyby któryś zakład „zaniemógł”, system nadal działa, gdyż zachowuje zdolności przetwórcze w innych miejscach. Jego decentralizacja powoduje, że nie tworzy się nigdzie zator złożony ze stojących w kolejce śmieciarek. Jest to i wydajne, i tańsze, niż jeden zakład gigant.

    Tymczasem u nas jest tak, że wszystko próbuje się załatwić centralnie i jak najniższym kosztem. Wyobraźmy sobie teraz sytuację, w której Wilno trzeba ewakuować (samorząd ostatnio ogłosił opracowanie planów na taką okoliczność), co by się odbywało przez węzeł w Garunach, przez który równocześnie zjeżdżają się na wysypisko śmieciarki. Równocześnie by wybuchł pożar w zakładzie recyklingu, więc tymże węzłem musiałyby jechać wozy strażackie. Gdyby byli ranni – tymi samymi drogami musiałyby jechać karetki do Leszczyniaków. Czy na pewno oparcie wszystkiego na jednym, centralnym węźle to taki dobry pomysł?

    Czytaj więcej: Niespokojny weekend w Wilnie: potężne ulewy, burze i kłęby czarnego dymu


    Komentarz opublikowany w wydaniu magazynowym „Kuriera Wileńskiego” Nr 18 (49) 03-09/05/2025