
Redukcję prawie połowy z 800 etatów zakłada plan reorganizacji stołecznego samorządu. „Nielogiczną” nazywają tę propozycję związki zawodowe. „Czystką polityczną” – przedstawiciele opozycji.
– Są to zbyt pośpieszne plany – mów „Kurierowi” były wicemer Wilna z ramienia AWPL Artur Ludkowski. – Zastraszeni utratą pracy urzędnicy już teraz nie mogą normalnie pracować. Masowe zaś zwolnienia w ogóle mogą sparaliżować pracę samorządu.
Ludkowski, po utracie stanowiska wicemera Wilna, w lutym tego roku wrócił do pracy na stanowisko dyrektora Domu Kultury Polskiej. Przed tym, jak Ludkowskiego wraz z poprzednią koalicją „obalono”, wcześniej, z różnych przyczyn, ze stanowisk odeszło 3 zastępców mera Wilna, więc jako jedyny wicemer prawie cały rok pracowała za wszystkich pobierając jedno wynagrodzenie. Toteż dziś Ludkowski nie znajduje uzasadnienia planów reorganizacji, a raczej redukcji etatów urzędników.
– Owszem, jest trudna sytuacja finansowa, ale jeśli już zaczynać zmiany, to należałoby je zaczynać najpierw od góry. Zmniejszyć jeśli nie liczbę wicemerów, to przynajmniej ich wynagrodzenia. Zredukować inne wydatki – wyjaśnia nam Artur Ludkowski i jako przykład możliwości oszczędzania podał wczorajszy przykład wyjazdu do Kowna delegacji samorządowej na posiedzenie zrzeszenia samorządów: „Cała delegacja pojechała samorządowym mikrobusem, zaś mer oraz wicemer udali się swoimi samochodami”.
Plan reorganizacji stołecznego samorządu przygotowała niedawno powołana specjalna komisja „przyjaznego samorządu”. Przewodniczący związku zawodowego pracowników samorządu Darius Šaluga nazywa ten plan „nielogicznym” i ma wiele wątpliwości, czy komisja w tak krótkim czasie potrafiła rzetelnie zbadać sytuację i potrzeby samorządu.
Artur Ludkowski również uważa, że pośpiechu w tych sprawach nie może być.
– Owszem, należy optymalizować pracę urzędników, lecz najpierw należy dokładnie zweryfikować potrzeby kadrowe urzędu. Redukcja oraz łączenie etatów w pośpiechu i na taką skalę może tylko zakłócić pracę samorządu – mówi Ludkowski. Dlatego, jego zdaniem, planowana redukcja i reorganizacja etatów jest raczej zwykłą czystką nowej ekipy rządzącej.
– Nie można wykluczyć, że po zwolnieniu przede wszystkim politycznie niewygodnych urzędników, po jakimś czasie zostaną zatrudnione inne osoby – mówi były wicemer. – Niestety, chociaż samorządy, jak sama nazwa wskazuje, musiałyby rządzić się własnymi prawami, często ulegają wpływom politycznym. W Wilnie, gdzie są Sejm i rząd, te wpływy są znacznie większe niż w innych rejonach. A upolitycznienie samorządów bardzo negatywnie wpływa na ich pracę – mówi Artur Ludkowski.
Tymczasem przedstawiciele komisji, która przygotowała plan redukcji etatów, przekonują, że chodzi wyłącznie o oszczędzanie środków publicznych. Jak poinformował dziennikarzy przewodniczący komisji Vidas Urbonavičius, po zrealizowaniu planu zostanie zlikwidowanych 300-400 etatów. Część ich zostanie połączona, inna część będzie przekazana starostwom czy spółkom samorządowym. Część zaś niepotrzebnych etatów zostanie zlikwidowana. Dzięki temu, zdaniem Urbonavičiusa, samorząd zaoszczędzi rocznie 20 mln litów, przy jednorazowej odprawie dla zwalnianych osób około 9 mln.