Od zarania dziejów ludzkość budowała drogi, by łączyły. Tymczasem dziś, nawet polna dróżka może mocno poróżnić sąsiadów od pokoleń żyjących w zgodzie.
— Nie daj Boże, jeśli jakie nieszczęście, to ani pogotowie, ani straż pożarna do nas nie dojedzie! — rozkłada bezradnie ręce Krystyna Antul, stojąc przed szlabanem blokującym zjazd z szosy na polną drogę prowadzącą do jej domu. Metalowy szlaban jest zamknięty na kłódkę, zaś wbite po bokach szlabanu metalowe i betonowe pale oraz dalej przydrożny rów skutecznie blokują zjazd. Nawet ciężarówki straży pożarnej miałyby problem przeszkodę staranować.
Droga, która jest przed nami, prowadzi do domu Germanowiczów i dalej wzdłuż ich posesji do domu Krystyny Antul. Konkretniej należy mówić „prowadziła”, bo od dłuższego czasu dojazd jest blokowany, odkąd po śmierci właścicielki posesji Walerii Germanowicz dom w spadku przejęła córka Regina z mężem Bronisławem Danilewiczem. Jak tłumaczy pani Krystyna, Danilewiczowie zagrodzili pewnego dnia drogę dojazdową do swojej już posesji, a tym samym również dojazd do jej domu.
— Dowiedzieliśmy się o tym, tylko wtedy gdy zobaczyliśmy szlaban na drodze. Bronisław Danilewicz oświadczył nam, że ta droga jest ich własnością, bo leży na ich ziemi — wyjaśnia Krystyna Antul.
Już kolejny idzie rok odkąd sąsiedzi nie mogą dojść do porozumienia, aczkolwiek wydaje się, że droga do niego jest bardzo prosta.
— Problem polega na tym, że po zwrocie ziemi nam i naszym sąsiadom jeszcze w połowie 90. lat ubiegłego wieku nie są do końca uporządkowane dokumenty własności na ziemię. Sporządzono wtedy tzw. plany tymczasowe, toteż w planach naszej ziemi nie ma żadnego serwitutu(prawo do korzystania z cudzej nieruchomości w określonym zakresie — red.) , a tę drogę do naszego domu wybudowaliśmy własnym kosztem. Zgadzamy się jednak, żeby również sąsiedzi mogliby korzystać z niej, ale chcemy, żeby wszystko było udokumentowane i były sporządzone plany. Mówiliśmy Antulom, żeby zajęli się uporządkowaniem dokumentów planów, w których byłyby serwituty oraz ustalone granice, lecz oni tylko wykłócają się o tę drogę — tłumaczy Bronisław Danilewicz.
— Ten spór trwa już od dobrych kilku lat. Mieliśmy nadzieję, że sąsiedzi między sobą dogadają się, lecz, niestety, tak się nie stało. Wiele też niejasności jest w dokumentacji i planach. Sporządzone przed laty plany nie zawierają drogi serwitutowej, tymczasem w zaświadczeniu z ubiegłego roku miejscowej specjalistki regulacji rolnej, która te plany sporządzała, napisano, że ta droga jest jednak przewidziana — wyjaśnia nam Edward Puncewicz, starosta niemenczyńskiej gminy, na której terenie, we wsi Strypuny, toczy się właśnie spór o drogę.
W oświadczeniu specjalistki regulacji rolnej Janiny Filistowicz czytamy, że w 1995 roku, podczas zwrotu praw własności na ziemię Krystynie Antul była przewidziana droga dojazdowa do jej parceli, która miała biec pomiędzy parcelami sąsiadów — Krystyny Antul, właśnie Walerii Germanowicz oraz innej sąsiadki Wiktorii Burzyńskiej.
— Wtedy były sporządzone tymczasowe plany, na których nie było zaznaczonego serwitutu, gdyż była tam droga o znaczeniu państwowym — wyjaśnia nam Janina Filistowicz.
— Pani Filistowicz obiecała, że zostanie powołana specjalna komisja, która wyznaczy przebieg drogi. Nie mamy nic przeciwko temu. Niech wyznacza, ale wszystko musi być udokumentowane. Czekaliśmy od roku na tę komisję, lecz dotychczas nie doczekaliśmy — mówi nam Bronisław Danilewicz. Dodaje też, że gotów był sam zamówić sporządzenie stałego planu, ale jak na razie powstrzymują go przed tym wysokie koszta przedsięwzięcia.
— Jeśli właściciel ziemi zgadza się na serwitut, to sprawa jest bardzo prosta i nie wymaga wielkich zabiegów — mówi „Kurierowi” Grzegorz Sakson, prezes Związku Polaków Prawników. — W tym przypadku, osoby zainteresowane muszą złożyć podanie do rejonowego wydziału regulacji rolnej z prośbą o ustalenie serwitutu dróg dojazdowych oraz wyrażoną pisemnie zgodę właścicieli ziemi, przez którą będzie biegła droga, że zgadzają się na ustanowienie serwitutu. Do podania należy dołączyć też plany. Na podstawie tych dokumentów decyzją naczelnika powiatu zostanie ustanowiony serwitut — wyjaśnia nam Grzegorz Sakson. Zaznacza przy tym, że w tym przypadku nie ma potrzeby powoływania komisji, pod warunkiem, jeśli jest zgoda wszystkich stron.
Cóż, problem tu chyba i polega właśnie na tym, czy ta zgoda jest?