Litwa ma nowego bohatera — Drąsiusa Kedysa. Zdesperowany ojciec molestowanej seksualnie czteroletniej dziewczynki, jak podejrzewa się (co należy szczególnie podkreślić), zastrzelił domniemanego krzywdziciela swojej córki. Podejrzewa się również, że zastrzelił siostrę konkubiny, która rzekomo dostarczała mężczyznom małoletnie dziewczynki, w tym również siostrzenicę i swoją kilkuletnią córeczkę.
Prokuratura rozesłała za Kedysem międzynarodowe listy gończe, lecz przyznaje, że nie ma twardych dowodów, że to właśnie on był sprawcą zabójstw. Swoje podejrzenia prokuratorzy opierają głównie o to, że ojciec molestowanej dziewczynki mógł dokonać linczu na domniemanych krzywdzicielach swojej córki, gdyż ani prokuratura, ani instytucje stojące na straży praw dziecka, ani politycy, ani media w ciągu roku, kiedy Kedys poinformował prokuraturę oraz ujawnił opinii publicznej tragedię, która dotknęła jego dziecko, nie wiele zrobili, jeśli w ogóle cokolwiek zrobili, by nie doszło do kolejnej tragedii, gdy człowiek sam wymierza karę. Abstrahując do okoliczności zabójstwa, jak też samego faktu dokonanego mordu na dwóch osobach, należy zauważyć, że tzw. sprawa Kedysa podzieliła Litwę na dwa obozy. Jeden, głównie szeroko pojmowany przez społeczeństwo, w którego opinii domniemany zabójca krzywdzicieli swojej córki stał się prawdziwym bohaterem wymierzającym sprawiedliwość oraz tych, przeciwko komu ta sprawiedliwość została wymierzona, a przede wszystkim przeciwko wymiarowi sprawiedliwości. Bo zastrzelony w Kownie mężczyzną był sędzią, który bynajmniej nie zawinił, że nie chciał w imieniu Kedysa i jego córki wymierzyć sprawiedliwość krzywdzicielom dziewczynki, lecz sam był krzywdzicielem dziewczynki, a o tym jej ojciec przekonywał wymiar sprawiedliwości oraz opinię publiczną. Nie przekonał. Być może, czy może właśnie dlatego, że oskarżenia padały pod adresem zastrzelonego w poniedziałek sędziego Jonasa Furmanavičiusa oraz asystenta byłego przewodniczącego Sejmu Andriusa Ūsasa i jeszcze jednego (?) mężczyzny, którego tożsamość Kedysowi nie udało się ustalić, a dziewczynka nie mogła szczegółowo jego opisać.
Cały wymiar sprawiedliwości, również politycy i w dużej mierze media, dziś nie rozstrzygają sprawy, dlaczego od roku mężczyzna nie mógł przekonać prokuratorów, inspektorów, polityków oraz media, do konieczności wyjaśnienia sprawy molestowania jego córeczki i ukarania jej krzywdzicieli. Okoliczności tej sprawy objęte są dziś ścisłą tajemnicą służbową. Tymczasem, tenże wymiar sprawiedliwości, politycy otwarcie nazywają zabójcą podejrzanego o zabójstwo oraz podają do wątpliwość jego stan psychiczny. Zapominają przy tym, że jeszcze kilka miesięcy temu Kedys rozesłał około 200 DVD z nagraniem zwierzeń córeczki opisującej makabryczne „zabawy” z „wujkami”. Nagranie otrzymali prokuratorzy, posłowie na Sejm, redakcje mediów oraz instytucje ochrony praw dziecka. Tym razem jednak ani skore do sensacji gazety bulwarowe, ani też politycy, którzy gonią za rankingami, nie zwrócili większej uwagi na wołania Kedysa i jego córeczki o pomoc i sprawiedliwość. Czy nie dlatego, że wśród głównych oskarżanych był znany sędzia oraz polityk? Niewykluczone? Oskarżani bowiem wszystkiemu zaprzeczali i sami oskarżali Kedysa o to, że w ten sposób rzekomo mści się za to, że pomogli oni konkubinie Kedysa „odsądzić” opiekę nad dziewczynką. Twierdzili i twierdzą, że Kedys wszystko zmyślił, zaś dziewczynka opowiada nauczona przez ojca. Tymczasem dziś już wiadomo, że przynajmniej dziewczynka nie zmyślała. O swoich makabrycznych przeżyciach z „wujkiem Andriusem” i innym wujkiem (Jonasem Furmanavičiusem) dziewczynka opowiadała też dziadkowi, babci i swojej cioci (siostrze Kedysa). Co więcej, dziś już wiadomo, że biegli jeszcze w sierpniu ustalili, że dziewczynka mówi prawdę i potwierdzili, że była ona ofiarą przemocy seksualnej. Mimo tego, prokuratura nie znalazła potrzeby przynajmniej przesłuchać osoby, którym Kedys zarzucał popełnienie przestępstwa.
Dziś sprawa Kedysa nabiera coraz większego rozgłosu, dzieląc społeczeństwo na tych, którzy uważają mężczyznę za bohatera i tych, którzy widzą w nim pospolitego bandytę strzelającego do sędziego. Tymczasem, jak zauważa dr Jonas Vaiškūnas, ci ostatni muszą przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie, czy Kedys strzelał (jeśli strzelał?) do sędziego, czy do przestępcy?
Nie wiadomo jednak, czy na to pytanie kiedykolwiek będzie znaleziona odpowiedź, gdyż ani prokuratorzy, ani politycy, ani nawet media, wydaje się, nie chcą podzielić się odpowiedzialnością za tragedię rodziny Kedysa oraz wynikające z niej nie mniej tragiczne skutki, przenosząc akcenty z tragicznych wydarzeń, na debaty, na przykład, o konieczności ograniczenia sprzedaży broni palnej, czy też rozważając nad stanem zdrowia psychicznego Kedysa.