
Ponad połowa mieszkańców Litwy chce uciekać z kraju w poszukiwaniu pracy i chleba — wynika z badań przeprowadzonych na przełomie listopada i grudnia przez „Prime consulting” na zamówienia tygodnika „Veidas”.
Z badań tych wynika, że ponad 36 proc. mieszkańców dużych miast chce wyjechać z kraju, gdy tymczasem w ubiegłym roku takich osób było niecałe 7 proc. Ankieterzy ustalili też, że kolejnych ponad 33 proc. osób ma w planach wyjazd za chlebem na obczyznę, pod warunkiem, jeśli sytuacja w kraju pogorszy się. A pogorszy się na pewno, bo takich zapewnień i prognoz nie brakuje zarówno ze strony rodzimych, jak i zagranicznych analityków. Prognozują oni na koniec tego roku spadek PKB na poziomie 17-20 proc., a w następnym roku, według przewidywań, gospodarka litewska pogrąży się o kolejne kilka procent. I tylko premier Andrius Kubilius tradycyjnie dopatruje się w tych złych prognozach lepszej perspektywy i w rocznicę sprawowania funkcji premiera optymistycznie zapowiada, że kolejny rok jego rząd poświęci na wyhamowanie spadku bezrobocia oraz zachowanie istniejących miejsc pracy.
— Brak pracy to jeden z wielu, ale chyba najważniejszy czynnik, który zmusza ludzi do emigracji — zauważa ekspert Ieva Budvytytė z wileńskiego biura Międzynarodowej Organizacji Migracji (International Organization for Migration (IOM)).
Tymczasem na Litwie bezrobocie rośnie jak na drożdżach, gdyż z każdym tygodniem miejsc pracy ubywa tysiącami. Jeszcze w listopadzie resort pracy i opieki socjalnej optymistycznie obwieścił, że sytuacja na rynku pracy ustabilizowała się, gdyż w ciągu kilku ostatnich tygodni liczba nowych bezrobotnych była stabilna i oscylowała na poziomie około 6 tys. osób. Informacje z Giełdy Pracy z ubiegłego tygodnia dobiły jednak i ten optymizm. W poszukiwaniu pracy do terenowych urzędów pracy zgłosiło się 7,1 tys. nowych bezrobotnych, czyli o 8 proc. więcej niż tydzień wcześniej i ponad 10 proc. więcej niż dwa tygodnie wcześniej. I chociaż również wzrosła liczba nowych miejsc pracy oraz liczba osób zatrudnionych w ostatnim tygodniu, w sumie jednak ogólna liczba bezrobotnych w ciągu miesiąca wzrosła o 0,8 proc. i 1 grudnia wynosiła 251 tys. osób. Wobec czego poziom bezrobocia w kraju wzrósł do 11,7 proc., czyli prawie dwukrotnie w porównaniu z 2008 rokiem. W następnym roku, według prognoz, bezrobocie wzrośnie o kolejnych kilka procent, co w swoją kolej zwiększy liczbę emigrantów i jak wydaje się nikt i nic tego wzrostu nie powstrzyma.
Jak wynika z najnowszego raportu wileńskiego biura IOM-u „Wpływ Kryzysu Gospodarczego na Migrację i Migrantów: Sytuacja na świecie i na Litwie”, w okresie kryzysu na Litwie zwiększyła się drastycznie liczba wyjeżdżających za chlebem. Potwierdzają to też dane Departamentu Statystyki, który w roku bieżącym zarejestrował największą liczbę wyjeżdżających za chlebem od odzyskania niepodległości. W raporcie zaznacza się, że w ciągu ostatnich dziesięciu miesięcy z Litwy wyjechało ponad 18 tysięcy osób, czyli o 30 proc. więcej niż w analogicznym okresie roku ubiegłego, jak też więcej niż w ciągu całego ubiegłego roku. Departament Statystyki podaje, że tegoroczna emigracja jest największa od 1990 roku.
Ieva Budvytytė w rozmowie z „Kurieram” zauważa, że przyszłych emigrantów już nie czekają w tych krajach z otwartymi rękoma, bo również tam są problemy z rosnącym bezrobociem.
Jak wynika z danych Eurostatu, obecnie w W. Brytanii jest ponad 400 tys. wolnych miejsc pracy, ale poszukujących roboty jest jednak 6 razy więcej. Co więcej, gotowi oni czekać na jakąkolwiek prace nawet po kilka miesięcy. Dlatego, jak wynika z raportu IOM-u, bezrobocie wśród migrantów w krajach zachodnich zazwyczaj jest dwa razy większe niż średnio statystyczne. Na przykład, jeśli w Hiszpanii średnia bezrobocia wynosi 13 proc., to wśród imigrantów wynosi już ponad 20 proc. Podobnie jest również w Irlandii, W. Brytanii, Niemczech i innych krajach, do których tradycyjnie wyjeżdżają Litwini w poszukiwaniu pracy. Nie mogą oni też liczyć na opiekę tamtejszych systemów socjalnych, które są nadmiernie obciążone zarówno wzrostem liczby bezrobotnych, jak też powracających do kraju emerytów, których w okresie nie stać na przebywanie w swoich letniskowych domach w Hiszpanii, Grecji i innych krajach basenu Morza Śródziemnomorskiego. Jak podają brytyjskie statystyki, tylko w tym roku do kraju powróciło ponad 800 tys. emerytów ze swoich siedzib letniskowych w Hiszpanii. Dlatego Brytyjczycy starają się pozbywać bezrobotnych i bezdomnych imigrantów deportując ich do krajów pochodzenia.
— Dotyczy to głównie osób bez pracy, bez domu i jakichkolwiek środków do życia — wyjaśnia nam Ieva Budvytytė. Zauważa jednak, że większość krajów doskonale wykorzystuje imigrantów, którzy jako tania siła robocza są korzystni dla gospodarki niezależnie, czy jest ona na wzroście, czy na spadku.
— Niestety, u nas takiego zrozumienia władze nie mają. Co gorsza, ich stanowisko wobec problemu bezrobocia i spraw socjalnych zniechęca do pozostania w kraju nawet te osoby, które byłyby gotowe przetrwać na miejscu ten trudny okres — mówi nam ekspertka IOM-u i dodaje, że w takiej sytuacji, żaden program powstrzymania emigracji nie będzie skutecznie działać. Jeszcze gorzej, jej zdaniem będzie, gdy kryzys ustąpi i wzrośnie zapotrzebowanie na pracowników w kraju, ale też na świecie.
— W takiej sytuacji trudno będzie o jakąkolwiek motywację, żeby ludzie nie wyjeżdżali z kraju, a tym bardziej trudno będzie przekonać do powrotu tych, którzy już wyjechali — mówi ekspert IOM-u.