
W kampaniach wyborczych niemalże wszystkie partie deklarują poparcie dla idei bezpośrednich wyborów merów, jednak po wyborach, z tymi deklaracjami jest różnie. Dopiero dziś, na rok przed kolejnymi wyborami do rad samorządowych wszczęto na ten temat dyskusję polityczną. Wygląda jednak na to, że w obecnej koalicji rządzącej oraz wśród niektórych ugrupowań opozycyjnych brakuje przekonania dotyczących podjęcia decyzji.
Ostatnio do dyskusji o bezpośrednich wyborach merów stanowczo dołączyła się prezydent Dalia Grybauskaitė. Po spotkaniu w tym tygodniu z przedstawicielami samorządów lokalnych prezydent oświadczyła, że bezpośrednie wybory merów pozwolą wspólnotom lokalnym bardziej aktywnie rozstrzygać swoje problemy.
„Mer, jako przedstawiciel władzy jest najbliżej ludzi, toteż mieszkańcy powinni mieć możliwość, aby mogli sami wybierać merów” — powiedziała prezydent Dalia Grybauskaitė po spotkaniu z przedstawicielami samorządów lokalnych. Zapowiedziała też, że sprawę bezpośrednich wyborów merów potraktuje jako priorytetową, żeby już w najbliższych wyborach 2011 roku mieszkańcy mieliby możliwość głosować bezpośrednio na kandydatów na merów.
Również przedstawiciele rządu deklarują swoje zaangażowanie w kierunku zmiany ordynacji wyborczej, tak żeby społeczności lokalne mogłyby wybierać merów bezpośrednio, nie zaś za pośrednictwem wybieranych rad samorządowych.
„W programie naszego rządu jest ta kwestia (wybory merów — przyp. red), dlatego jesteśmy gotowizrobić wszystko, co w naszej mocy, żeby idea ta byłaby urzeczywistniona” — oświadczył minister spraw wewnętrznych Raimondas Palaitis. Wczoraj spotkał się on z przedstawicielami samorządów terytorialnych, żeby raz jeszcze omówić możliwość wprowadzenia bezpośrednich wyborów merów.
Na ten temat problemów nie widzi były mer Wilna Artūras Zuokas, który uważa, że dla podjęcia dyskusji potrzebna jest wola polityczna, a tej, jak twierdzi Zuokas, po prostu brakuje.
— Jeśli będzie wola polityczna, to już w najbliższym czasie Sejm może przegłosować po raz drugi za poprawką Konstytucji, która uprawomocniałaby bezpośrednie wybory merów. Toteż już w najbliższych wyborach samorządowych mieszkańcy mogliby wybierać merów bezpośrednio — powiedział dla „Kuriera” Artūras Zuokas. Zauważa jednak, że są podejmowane próby odroczenia podjęcia decyzji.
— Jeśli politycy będą próbowali zmieniać już raz przegłosowaną poprawkę do Konstytucji, to na pewno nie zdążą do kolejnych wyborów — przekonuje były mer.
Problem polega na tym, że uprawomocnienie powszechnych wyborów merów wymaga zmian w Konstytucji, a to może uchwalić konstytucyjna większość w parlamencie, czyli ponad 90 posłów na 141. W tej sytuacji nie wystarczy głosów koalicji rządzącej, która ma obecnie około 70 głosów. Uchwalenie poprawki konstytucyjnej wymaga również podwójnego głosowania w odstępie kilku miesięcy. W ubiegłym roku Sejm już przegłosował raz w sprawie nowelizacji Konstytucji. Drugie głosowanie mogłoby się odbyć podczas wiosennej sesji parlamentarnej. W Sejmie pojawiły się jednak nowe propozycje nowelizacji, które wymagałyby na nowo podwójnego głosowania, a na to do kolejnych wyborów samorządowych po prostu zabrakłoby czasu.
Artūras Zuokas uważa to za grę polityków na zwłokę czasu. „Partie polityczne zwyczajnie chcą nadal kontrolować samorządy, dlatego też sprzeciwiają się bezpośrednim wyborom merów” — wyjaśnia były mer Wilna. Zauważa jednak determinację w tej kwestii prezydent Dali Grybauskaitė i zaznacza, że jeśli tej determinacji nie zabraknie nadal, to możliwe, że prezydent przekona parlament do konieczności wprowadzenia bezpośrednich wyborów merów.
— Nie wymyślamy tu nic nowego, gdyż podobny system z powodzeniem zdaje egzaminy u naszych polskich sąsiadów — mówi Artūras Zuokas.
Wydaje się, że za deklaracjami prezydent kryją się poważne zamiary. Jak udało się nam dowiedzieć, jeszcze wczoraj doradcy prezydent omawiali w sejmowym Komitecie Zarządzania Państwem i Samorządów sprawę bezpośrednich wyborów merów.
Zwolennicy tej idei przekonują, że wybieralny w bezpośrednich wyborach, a nie przez radę samorządu mer stanie się gwarantem interesów mieszkańców, gdy tymczasem upolitycznione rady samorządowe częściej kierują się interesami politycznymi swoich partii niż wspólnot lokalnych.